Dobra w sumie to nie bardzo kojarzę dlaczego postanowiłem po przewertowaniu tego tematu się udzielić.
Może zwyczajnie znowu dałem się w puścić w maliny pt: "A moim zdaniem"
Dobra, mniejsza o to powiem tak temat przeczytałem od początku do końca z wielką ciekawością.
Znalazło się tu parę bardzo ciekawych spostrzeżeń z którymi się zgadzam i takie z którymi polemizowałbym na wejściu.
Choć tak jeszcze tytułem wstępu w porównaniu z wiekiem moich "oponentów" to ja dziecko jestem . 16,5 roku.
Ale stwierdziłem, że jednak wypowiem się w temacie, który dziwnie mnie nurtuje co w moim wieku jest raczej naturalne.
Ale bez obaw nie chodzi mi o jakieś błahe pytania typu skąd się biorą dzieci?
Już przechodzę do sedna sprawy bo zaczynam przeciągać a miałem się streszczać.
Jest jeszcze jedna różnica, ja urodziłem się niepełnosprawny nie miałem wypadku czy czegoś w tym stylu, ale dobra już mówię o co chodzi jeszcze yulko dwa słow wstępu.
Moja choroba czyli porażenie mózgowe jest jakby jedną z moich cech ja nie znam innego życia znaczy dla mnie pełna sprawność to pojęcie czysto teoretyczne.
Postanowiłem tu zacząć pisać ponieważ, przeżywam trudny etap w swoim życiu i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. A jeden z podstawowych problemów tego okresu jak ulał pokrywa się z tytułem tego wątku. Tutaj znowu muszę małą odskocznie zrobić i chwilę o swojej "taktyce" na życie pomówić Ja miałem pewien problem z pogodzeniem się z moim stanem rzeczy, czyli z wózkiem. Umysłowo jestem dość sprawny chodzę do normalnej szkoły idę normalnym tokiem nauczania itd.
A moja filozofia jest następująca: miałem dużo czasu na przemyślenie pewnych rzeczy ni po długim rozłożonym w czasie wyciąganiuwniosków.
Doszedłem do wniosku, że u mnie nie zadziała zasada "chodzimy" ze sobą, czyli tak jak w normalnych pierwszych związkach nastolatków. A jak już doszedłem do wyżej wymienionego wniosku uświadomiłem sobie, że równie nietaktowne byłoby wymaganie czegoś takiego od kobiet/ dziewczyny.
Czyli w wersji skróconej postanowiłem pozostawić ten aspekt mojego życia samemu sobie i niejako wybrałem życie samotnika wśród ludzi.
Wiem wiem banalne ale tak jest, tyle, że to nie zawsze jest tak prosto nie myśleć, że ja bym chciał podobnie ganiać za spódniczkami jak moi kumple. Czasem faktycznie doskwierają mi konsekwencje mojego wyboru, bo wiem, że to co ja robię to nie jest naturalna kolei rzeczy. No i się okazuje, że się zamknąłem we własnej pułapce, bo i z jednej i z drugiej strony mam argumenty których lekceważyć nie sposób.
Za pogodzenie się ze swoim stanem zdrowia (wózkiem) zapłaciłem i płacę sporą cenne stałem się cynikiem i tylko raz od wielkiego dzwonu zakładam różowe okulary. Ja w przeciwieństwie do wielu moich rówieśników już wiem, że każdy mój wybór pociągnie za sobą konsekwencje. Nie chcę też stawiać w kłopotliwym położeniu tej drugiej osoby. A to z takiego względu, że skoro nawet w pełni dorosłe kobiety nie raz i nie dwa nie radzą sobie z takim obciążeniem i mają kłopoty z decyzją jeśli chodzi o związki z niepełnosprawnymi. To ja byłbym debilem sądząc, że poradzi sobie z tym jakaś tam było nie było nastolatka. Jeśli nawet pominąłbym wszystkie przeciw w moim mniemaniu postawiłbym dziewczynę w bardzo kłopotliwej sytuacji. Albo w ten czy inny sposób nic by z tego nie wyszło. Przynajmniej w chwili obecnej tak uważam. Podstawowa rada na tę sytuacje brzmi poczekać, ale ja to wiem, znaczy 95% mnie to wie a te 5% chcę iść normalnym rytmem w tej materii. I tu jest jjuż pat totalny.
Wiem straszliwie się rozpisałem jeszcze tylko dwa zdania.
Ja nie szukam u Was pocieszenia, ojaki to ja biedny i tak dalej bo to już moja brożka. Ja chcę skonfrontować moje poglądy w temacie który omawiacie z Waszym zdaniem.
Nie ukrywam liczę na dyskusje.
Pozdrawiam, przepraszam za ten wywód i ew. błędy ortograficzno-składniowe, ale późno już jest.