13 dni temu straciłam mamę po 2-miesięcznym pobycie w GCR...., czyli kilka słów o paraplegii Neurologia IIIA
Odeszła w moje imieniny. Przez blisko 4 miesiące dzielnie walczyła o życie i poprawę stanu zdrowia po udarze mózgu, ja brałam urlopy, zwolnienia - cierpliwie karmiłam mamę, troszczyłam się, ... byłam z nią i dla niej. Cieszyłam się każdym, nawet najdrobniejszym dobrym znakiem: lepiej siedziała w wózku, dwukrotnie poruszyła sparaliżowaną ręką, miała ze mną pełen miłości i dobra kontakt.
W domu odchorowywałam pobyty w nieco patologicznym Repty i "walkę z wiatrakami", ale cieszyłam się kontaktem z mamą i żyłam nadzieją. Walczyłam o nią jak lwica, mimo (a może dzięki) wrażliwości i szlachetności.
Jednak "cudowna" pani ordynator i jej "świta" ("super" pielęgniarki na czele z "wyjątkową" p. Bożeną, chociaż były i te bardziej ludzkie, niestety mniej liczne)... znalazła na nas sposób.
Skoro nie można inaczej, nie pomogło miejsce pod nieszczelnym oknem - upychałam koce, nie pomogły inne "procedury", a nawet gratisowe znęcanie się nade mną, zawsze można "ładować" kroplówkami bez opamiętania NaCl, a potasu nie podawać lub dawkować "z łaski". Po co???
Serce (nawet tak dzielne) nie wytrzymało. Wypis też dostałam s-f: karmienie pokarmem mix przez zgłębnik żołądkowy:) Cynizm, a nawet okrucieństwo...
Podobno ludzka krzywda wraca? Podobnie jak dobro, które pomogło mi godnie znieść odejście Mamy. Jestem spokojna, choć smutna. To jedyny wpis na temat GCR dyktowany odpowiedzialnością za innych, reszta pozostaje niepamięcią.
Inni już wielokrotnie poruszali na forach "zaniedbania" (eufemizm) ośrodka i "profesjonalizm" pracowników (kilka osób jest ok, ale to "kropla w morzu potrzeb"), ja piszę o czymś poważniejszym: o szafowaniu ludzkim życiem. Szkoda, że nie własnym czy bliskich. Elektrolity dla wybranych:)
Ich poziom był dramatyczny już 2 tygodnie przed śmiercią mamy, kiedy miał być zakładany PEG. To nie moje "pytania" do anestezjologa i chirurga (kulturalne i zasadne, wynikające z troski o mamę, bez odpowiedzi), ale rozstrój elektrolitowy mamy był zapewne rzeczywistym powodem odmowy zabiegu i szpitalnych przepychanek (Repty i Szpital Rejonowy nr 3). Zabiegu, na który otrzymałam w dwa dni zgodę sądu w TG. Po prostu trafiłam na dobrych ludzi, w przeciwieństwie do "rozdających karty" na oddziale Neurologia IIIA GCR Repty.
O zagrażającym zdrowiu i życiu mamy wyjątkowo wysokim poziomie sodu i krytycznie niskim potasu mówili lekarze(21 listopada chirurg - przed zabiegiem planowano wyrównać poziom elektrolitów, potrzeba było kilku, a nie jednego dnia!, a 2 i 3 listopada neurolodzy) ze Szpitala nr 3. Mówią o tym również wyniki (corpus delicti). Brak równowagi biochemicznej może spowodować atak padaczki poudarowej, dopóki mama miała siłę dzielnie walczyła i nie było podobnych "rewelacji". "Życiodajne kroplówki" z NaCl i brak potasu - na pewno nie pomogły jej odzyskać sił!!!
Sprzedałam mieszkanie, żeby leczyć mamę. Zamieniłam je na mniejsze. Znalazłam "na cito" miejsce w komercyjnym ZOL w Krakowie, wcześniej nie było mnie na nie stać. Niestety, nie zdążyłam...
I na zakończenie taka sobie refleksja: Mama na pewno jest ze mną, nie cierpi, jest szczęśliwa. A ja mam "znajomości" na górze:) Zło również wraca ... do tych, którzy z premedytacją niszczą innych. W tym temacie na pewno "będą naciski"
. Nie dziś, to w przyszłości. Los zwraca to, co robimy dla innych i przeciw innym.
Odradzam ten "sławny", "renomowany" ośrodek leżącym chorym z afazją, bo opieka psychologiczna i logopedyczna tu raczej nie istnieją. Dopiero pod koniec pobytu mamy w GCR, neurologopeda, p. Ewelina robiła dla niej to, co powinna od samego początku robić pani B.B (no comment).
Dla sprawniejszych pacjentów- Repty są pewnie ok.
Skoro się rozpisałam - dość upokorzeń i stresu, to - na zasadzie kontrastu - dziękuję LUDZIOM: p. Jackowi (fizjoterapeucie) i p. Ewelinie (w/w) za życzliwe i profesjonalne podejście do mamy, a dodatkowo p. Janowi za "wsparcie emocjonalne":) po słynnym "wystąpieniu" p. ordynator
THE END