Wspomnienia z wakacji
: 08 wrz 2019, 17:45
Wspomnienia z wakacji 2019
W tym roku atrakcje zaczęły się już w kwietniu. 16 kwietnia złamałem prawą rękę. Zwyczajnie spadłem z krzesła przy wstawaniu (i to na trzeźwo). Było to złamanie kości śródręcza z przemieszczeniem. A więc narkoza i 2 druty stabilizujące. Boli to boli, ma prawo, ale problem okazał się gdzie indziej. Ja przecież bez podpierania się rękoma nie wstanę ani z łóżka, ani z krzesła. Reakcja rodziny - no to siedź, będziesz miał wakacje. Co? Niedoczekanie wasze. Zacząłem grzebać w internecie. Szczególnie na portalach gdzie już wcześniej byłem zarejestrowany. Pomyślałem o kulach łokciowych. Niestety, kule łokciowe też wymagają uchwytu i jeśli dłoń jest zabandażowana to nic takiego nigdzie nie ma. Kilku ze sklepów ortopedycznych nawet oddzwoniło żeby zapytać o szczegóły. Okazało się, że o kulach łokciowych przywiązywanych do niesprawnej ręki nawet nie słyszeli. No to wymyśliłem, że może balkonik pachowy tzw. „ambonka”. Ale z ambonką nie wszędzie dojdę, nawet z kibla nie ma jak wstać. I wtedy przypomniało mi się, że przecież kijek nordic, którym się podpierałem ma opaskę na rzepy. Przywiązałem tą opaskę między łokciem a szyną gipsową i hura, wstałem z krzesła. Następnego dnia z jedną ręką w powietrzu pojechałem wózkiem do lekarza żeby mi wypisał ambonkę, cewniki zewnętrzne i worki na mocz. Żeby nie internet, portale i fora osób niepełnosprawnych to bym nawet nie wiedział że takie udogodnienia są. Jeśli trochę mogę chodzić to pojechałem z synem kupić wypisane zaopatrzenie. Ale nie tak szybko. Najpierw trzeba wnioski zarejestrować w NFZ. W sklepie medycznym kupiłem ambonkę, ale nie mieli cewników. Następnego dnia zaczął się długi weekend, a jak się skończył to był już maj, czyli inny miesiąc. A więc wnioski potrzebne były nowe, na inny miesiąc, chociaż w innym sklepie cewniki mieli. Dali nawet za darmo przymiar i kilka cewników do wyboru żeby sobie dopasować. Ale to nie wszystko. Z krzesła to ja wstaję łatwo, ale łóżko jest o 10 cm niższe. Próby wstawania z łóżka trwają co najmniej godzinę. A więc zamówiliśmy nowe łóżko i znajomy stolarz zrobił nam je w ciągu 3 tygodni.
Z ręką trzeba co 2 tygodni chodzić do kontroli. Po 6 tygodniach lekarz stwierdził, że ręka zrosła się bardzo dobrze, ale wyciąganie drutów to niech robi ten kto je wkładał. A ten lekarz zaczął właśnie miesięczny urlop. I tu problem bo ja 23 lipca zaczynam sanatorium. Po powrocie lekarza z urlopu ustaliliśmy, że lepiej jechać do sanatorium z drutami w ręce niż ze świeżą raną.
Tydzień przed sanatorium przyjechała córka z Norwegii z dziećmi. Zawsze się cieszę jak przyjeżdżają. Moja wnuczka równolegle ze szkoła norweską robi internetowo szkołę polską i w lipcu w Warszawie ma egzaminy. Z tymi językami to jest tak, że dzieci z matką rozmawiają po polsku, z ojcem po duńsku, w szkole i przedszkolu po norwesku, a rodzice między sobą po angielsku. Córka wcześniej wynajęła domek, a właściwie parter domu w miejscowości Krutyń nad rzeką Krutynia. No i dziadkowie też obowiązkowo muszą jechać. Miejscowość położona w środku puszczy, domki przeważnie stare, ale odremontowane. Turystów więcej niż mieszkańców, a kajaków jeszcze więcej. Wypożyczalni kajaków jest dużo. Jest to północne centrum spływów kajakowych. Rzeka Krutynia łączy chyba z 20 różnych jezior, chociaż w różnych częściach inaczej się nazywa. Jest to raj dla kajakarzy. Z przystosowaniem dla wózków jest nieco gorzej. Ale jak w grupie jest choć jedna osoba sprawna to jakoś się da. Nasze zainteresowanie było ukierunkowane raczej na atrakcje dla dzieci (5 i 8 lat). A więc głównie plaże nad jeziorami i rzeką. Nad jedną z takich plaż nad jeziorem spotkaliśmy grupę niepełnosprawnych intelektualnie, którzy przyjechali z opiekunami autokarem. No i trzeba było wytłumaczyć naszym dzieciom dlaczego niektórzy z nich zachowują się dziwnie. Zięć wytłumaczył, że są to normalni ludzie, tylko że chorzy i ich mózg jest jak u dziecka. To wystarczyło i dzieci przyjęły to normalnie. Podobało mi się, że niepełnosprawnym umożliwia się różne atrakcje razem z OP. Był grill, przejażdżki rowerem wodnym itp. Nawet tych na wózkach przenosili do rowerów wodnych.
W sanatorium byłem w Ciechocinku w Domu Zdrojowym. Ciechocinek jest piękny. Jest tam chyba 6 szpitali sanatoryjnych i 16 sanatoriów. Już samo to chyba o czymś świadczy. Nie będę opisywać bo wszystko jest w internecie. Mnie tam podobało się najbardziej ze wszystkich sanatoriów gdzie byłem. Żonie też, głównie dlatego, że woda w basenie miała 33 stopnie i w całym mieście było dużo kwiatów. Przy spacerach teraz role się odwróciły. Kiedy nie miałem wózka mogłem przejść jakieś 100m. Teraz wprawdzie przejdę jakieś 20m ale za to przejadę więcej i szybciej niż ona przejdzie. Tylko spacery przy tężniach muszę ograniczać bo mam bardzo małe ciśnienie. Niedawno zdarzyło mi się 68/48 i żyję.
Jeszcze przed sanatorium zapisałem się na 23.08 do anestezjologa i 28.08 na wyciąganie drutów z ręki. W sanatorium dowiedziałem się, że do końca miesiąca można składać wnioski na dofinansowanie do wózka elektrycznego i nie ma limitu dochodowego. Nigdy nic nie dostałem bo zawsze miałem o 100 zł za dużo, a tu taka okazja. Oferty na wózek to nie problem ale potrzebne zaświadczenie lekarskie od neurologa. Dzwonię do przychodni i mówię, że jestem ze stopniem znacznym na stałe. Pani w recepcji odpowiada, ze ze znacznym to najwcześniej połowa września, bo fizycznie nie ma jak wcisnąć wcześniej. Żona to skomentowała: cha, cha, a ty co myślałeś. Załatwiłem gdzie indziej. Myślałem, że 28.08 wyciągną mi druty a 29.08 złożę wniosek na wózek i przy okazji na komputer. A tu jeden dzień na przyjęcie, drugi narkoza i operacja i może trzeciego wypiszą jak dobrze pójdzie. A więc będzie po terminie i wniosków nie złożę. To ja do lekarza, czy nie mogą zrobić od razu, ja rano na wszelki wypadek nic nie jadłem. Lekarz pogadał z kolegą, obejrzeli rękę i mówią: możemy, ale bez anestezjologa i narkozy to możemy zrobić tylko znieczulenie miejscowe mięśni a nie kości, a druty są wrośnięte w kość, więc będzie bolało. Ja na to - robić. Oni - to proszę do sali zabiegowej naprzeciwko (a nie operacyjnej). Też mieli trochę problemu bo tych drutów nie mogli wyciągnąć szczypcami, musieli użyć imadła. Po zabiegu pielęgniarka mówi - myślałam, że pan będzie wrzeszczał, a pan ani pisnął. Już nie mówiłem, że o mało nie zemdlałem. Następnego dnia po wypisie pojechałem z jedną ręką w powietrzu i wnioski złożyłem.
Zdejmowanie szwów z rany po drutach będzie 11.09.
Jeszcze szwy na ręce a ja się zwaliłem ze schodów. 7.09 przekoziołkowałem z piątego schodka. Nawet dokładnie nie wiem jak się to stało. Odnoszę wrażenie, że noga na którą akurat przenosiłam ciężar ciała podskoczyła sama do góry i w tym momencie akurat nie trzymałem się barierki. Tak się dzieje często jak się bardzo dobrze czuję i chcę coś zrobić za szybko. Chyba nic się nie stało, tylko boli nadgarstek i nie mogę oprzeć się na prawej ręce. Guz na czole w niczym nie przeszkadza, a zawsze można go wytłumaczyć, że dostałem od żony patelnią.
W tym roku atrakcje zaczęły się już w kwietniu. 16 kwietnia złamałem prawą rękę. Zwyczajnie spadłem z krzesła przy wstawaniu (i to na trzeźwo). Było to złamanie kości śródręcza z przemieszczeniem. A więc narkoza i 2 druty stabilizujące. Boli to boli, ma prawo, ale problem okazał się gdzie indziej. Ja przecież bez podpierania się rękoma nie wstanę ani z łóżka, ani z krzesła. Reakcja rodziny - no to siedź, będziesz miał wakacje. Co? Niedoczekanie wasze. Zacząłem grzebać w internecie. Szczególnie na portalach gdzie już wcześniej byłem zarejestrowany. Pomyślałem o kulach łokciowych. Niestety, kule łokciowe też wymagają uchwytu i jeśli dłoń jest zabandażowana to nic takiego nigdzie nie ma. Kilku ze sklepów ortopedycznych nawet oddzwoniło żeby zapytać o szczegóły. Okazało się, że o kulach łokciowych przywiązywanych do niesprawnej ręki nawet nie słyszeli. No to wymyśliłem, że może balkonik pachowy tzw. „ambonka”. Ale z ambonką nie wszędzie dojdę, nawet z kibla nie ma jak wstać. I wtedy przypomniało mi się, że przecież kijek nordic, którym się podpierałem ma opaskę na rzepy. Przywiązałem tą opaskę między łokciem a szyną gipsową i hura, wstałem z krzesła. Następnego dnia z jedną ręką w powietrzu pojechałem wózkiem do lekarza żeby mi wypisał ambonkę, cewniki zewnętrzne i worki na mocz. Żeby nie internet, portale i fora osób niepełnosprawnych to bym nawet nie wiedział że takie udogodnienia są. Jeśli trochę mogę chodzić to pojechałem z synem kupić wypisane zaopatrzenie. Ale nie tak szybko. Najpierw trzeba wnioski zarejestrować w NFZ. W sklepie medycznym kupiłem ambonkę, ale nie mieli cewników. Następnego dnia zaczął się długi weekend, a jak się skończył to był już maj, czyli inny miesiąc. A więc wnioski potrzebne były nowe, na inny miesiąc, chociaż w innym sklepie cewniki mieli. Dali nawet za darmo przymiar i kilka cewników do wyboru żeby sobie dopasować. Ale to nie wszystko. Z krzesła to ja wstaję łatwo, ale łóżko jest o 10 cm niższe. Próby wstawania z łóżka trwają co najmniej godzinę. A więc zamówiliśmy nowe łóżko i znajomy stolarz zrobił nam je w ciągu 3 tygodni.
Z ręką trzeba co 2 tygodni chodzić do kontroli. Po 6 tygodniach lekarz stwierdził, że ręka zrosła się bardzo dobrze, ale wyciąganie drutów to niech robi ten kto je wkładał. A ten lekarz zaczął właśnie miesięczny urlop. I tu problem bo ja 23 lipca zaczynam sanatorium. Po powrocie lekarza z urlopu ustaliliśmy, że lepiej jechać do sanatorium z drutami w ręce niż ze świeżą raną.
Tydzień przed sanatorium przyjechała córka z Norwegii z dziećmi. Zawsze się cieszę jak przyjeżdżają. Moja wnuczka równolegle ze szkoła norweską robi internetowo szkołę polską i w lipcu w Warszawie ma egzaminy. Z tymi językami to jest tak, że dzieci z matką rozmawiają po polsku, z ojcem po duńsku, w szkole i przedszkolu po norwesku, a rodzice między sobą po angielsku. Córka wcześniej wynajęła domek, a właściwie parter domu w miejscowości Krutyń nad rzeką Krutynia. No i dziadkowie też obowiązkowo muszą jechać. Miejscowość położona w środku puszczy, domki przeważnie stare, ale odremontowane. Turystów więcej niż mieszkańców, a kajaków jeszcze więcej. Wypożyczalni kajaków jest dużo. Jest to północne centrum spływów kajakowych. Rzeka Krutynia łączy chyba z 20 różnych jezior, chociaż w różnych częściach inaczej się nazywa. Jest to raj dla kajakarzy. Z przystosowaniem dla wózków jest nieco gorzej. Ale jak w grupie jest choć jedna osoba sprawna to jakoś się da. Nasze zainteresowanie było ukierunkowane raczej na atrakcje dla dzieci (5 i 8 lat). A więc głównie plaże nad jeziorami i rzeką. Nad jedną z takich plaż nad jeziorem spotkaliśmy grupę niepełnosprawnych intelektualnie, którzy przyjechali z opiekunami autokarem. No i trzeba było wytłumaczyć naszym dzieciom dlaczego niektórzy z nich zachowują się dziwnie. Zięć wytłumaczył, że są to normalni ludzie, tylko że chorzy i ich mózg jest jak u dziecka. To wystarczyło i dzieci przyjęły to normalnie. Podobało mi się, że niepełnosprawnym umożliwia się różne atrakcje razem z OP. Był grill, przejażdżki rowerem wodnym itp. Nawet tych na wózkach przenosili do rowerów wodnych.
W sanatorium byłem w Ciechocinku w Domu Zdrojowym. Ciechocinek jest piękny. Jest tam chyba 6 szpitali sanatoryjnych i 16 sanatoriów. Już samo to chyba o czymś świadczy. Nie będę opisywać bo wszystko jest w internecie. Mnie tam podobało się najbardziej ze wszystkich sanatoriów gdzie byłem. Żonie też, głównie dlatego, że woda w basenie miała 33 stopnie i w całym mieście było dużo kwiatów. Przy spacerach teraz role się odwróciły. Kiedy nie miałem wózka mogłem przejść jakieś 100m. Teraz wprawdzie przejdę jakieś 20m ale za to przejadę więcej i szybciej niż ona przejdzie. Tylko spacery przy tężniach muszę ograniczać bo mam bardzo małe ciśnienie. Niedawno zdarzyło mi się 68/48 i żyję.
Jeszcze przed sanatorium zapisałem się na 23.08 do anestezjologa i 28.08 na wyciąganie drutów z ręki. W sanatorium dowiedziałem się, że do końca miesiąca można składać wnioski na dofinansowanie do wózka elektrycznego i nie ma limitu dochodowego. Nigdy nic nie dostałem bo zawsze miałem o 100 zł za dużo, a tu taka okazja. Oferty na wózek to nie problem ale potrzebne zaświadczenie lekarskie od neurologa. Dzwonię do przychodni i mówię, że jestem ze stopniem znacznym na stałe. Pani w recepcji odpowiada, ze ze znacznym to najwcześniej połowa września, bo fizycznie nie ma jak wcisnąć wcześniej. Żona to skomentowała: cha, cha, a ty co myślałeś. Załatwiłem gdzie indziej. Myślałem, że 28.08 wyciągną mi druty a 29.08 złożę wniosek na wózek i przy okazji na komputer. A tu jeden dzień na przyjęcie, drugi narkoza i operacja i może trzeciego wypiszą jak dobrze pójdzie. A więc będzie po terminie i wniosków nie złożę. To ja do lekarza, czy nie mogą zrobić od razu, ja rano na wszelki wypadek nic nie jadłem. Lekarz pogadał z kolegą, obejrzeli rękę i mówią: możemy, ale bez anestezjologa i narkozy to możemy zrobić tylko znieczulenie miejscowe mięśni a nie kości, a druty są wrośnięte w kość, więc będzie bolało. Ja na to - robić. Oni - to proszę do sali zabiegowej naprzeciwko (a nie operacyjnej). Też mieli trochę problemu bo tych drutów nie mogli wyciągnąć szczypcami, musieli użyć imadła. Po zabiegu pielęgniarka mówi - myślałam, że pan będzie wrzeszczał, a pan ani pisnął. Już nie mówiłem, że o mało nie zemdlałem. Następnego dnia po wypisie pojechałem z jedną ręką w powietrzu i wnioski złożyłem.
Zdejmowanie szwów z rany po drutach będzie 11.09.
Jeszcze szwy na ręce a ja się zwaliłem ze schodów. 7.09 przekoziołkowałem z piątego schodka. Nawet dokładnie nie wiem jak się to stało. Odnoszę wrażenie, że noga na którą akurat przenosiłam ciężar ciała podskoczyła sama do góry i w tym momencie akurat nie trzymałem się barierki. Tak się dzieje często jak się bardzo dobrze czuję i chcę coś zrobić za szybko. Chyba nic się nie stało, tylko boli nadgarstek i nie mogę oprzeć się na prawej ręce. Guz na czole w niczym nie przeszkadza, a zawsze można go wytłumaczyć, że dostałem od żony patelnią.