Witam wszystkich forumowiczów,chciałbym Wam opowiedzić po krótce moją historie.
Otóż,wybrałem się z kolegą na dużą impreze studencką,popilismy troche,gdy wracalismy do domu zostaliśmy bez powodu zaatakowani przez dwóch cwaniaczków którym zabrakło na piwo,gdy odmówilismy pożyczki doszło do małej awantury z której wyszlismy zwycięsko a chwile po tym ochrona imprezy ich "zaaresztowała"
Nieco poobijani wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze na "jednego "browarka na festyn który był akurat po drodze i tam zabawilismy troszke dłuzej niż uprzednio zakładaliśmy.Siedząc na murku który był dość wysoko usytuowany z nowo poznanymi ludzmi dyskutując o byle czym zauwazylismy tych samych delikwentów z którymi mielismy wczesniej awanture,jeden z nich podbiegł szybko do mnie i mnie popchnął tak ze spadłem z kilku metróww dół, i było po wszystkim
Karetka zjawila się dość szybko,szpital-diagnoza-złamany kręgosłup C-7.
Obecnie poruszam sie już kilka lat na wózku,jestem bez prawa do renty,nie posiadam zadnego dochodu,utrzymuje mnie mama którą strasznie kocham i co dzien dziękuje ze jest ,stracilem wszystkich kolegów ale najwazniejszego nie straciłem nigdy-dobrego samopoczucia
Nawet w momencie gdy dowiedziałem sie o diagnozie a pozniej ze spędze reszte zycia na zelaznym dyliżansie ,humor mnie nie opuscił,nie wiem jak okreslic moje luzackie zachowanie w tragicznej przeciez sytuacji ,moze jestem walnięty? Raczej na pewno
Dodam jeszcze ze od momentu opuszczenia murow szpitalnych po 3 miesięcznej rehabilitacji,nie korzystałem z usług zadnych lekarzy,wrózek,hosztaplerów czy znachorów,nawet rehabilitanta,na szczescie w nieszczesciu mam zdrowe ręce i o rehabilitacje sam zadbałem,samodzielnie wykonuje cwiczenia bierne,,podrywam dziewczyny na czatach erotycznych i ogólnie fajnie mi czas mija,oby jak najdłuzej taki stan sie utrzymywał,chodz zdaje sobie sprawe ze kiedys minie
Serdecznie pozdrawiam i życze powodzenia,najwazniejsze to nie załamywac sie.