No i myślę, że dobrze odpowiedziałaś. Mój przyjaciel na początku też nie lubił wychodzić, bo twierdził, że wszyscy się na niego gapią. Fakt, często się gapią, choć wydaje mi się, że jednak coraz więcej wózkowiczów wychodzi na ulicę i budzą coraz mniejsze zainteresowanie. No, ale niewątpliwie się gapią. Zreszta - ja się też gapię, mimo iż nie robi na mnie wrażenia to, że ktoś się porusza na wózku. Ale np. często patrzę, jaki ma wózek
Mnie osobiście wkurzają pijaczki, którzy podchodzą i ze współczuciem życzą zdrowia, każą się trzymać i takie tam. Nic to, że jego zżera marskość wątroby i niedługo obetną mu nogi, bo już ledwie łazi - tego nie widzi, tylko te kółka
. W dodatku taki śmierdzący podchodzi i gada :-/. Ale raz jednemu powiedziałam, co o tym myślę i jakoś od tej pory nas nie zaczepiają. Dziwne, bo przecież nie przekazał wszystkim tej informacji. Jakaś telepatia????
Ja, pchając najczęściej wózek, nie widzę tak dużo, ale mój przyjaciel musi się bardziej zmagać ze wzrokiem obcych. Ale wiem, że też się na nich gapi, albo się uśmiechnie czy zrobi inną minę, a ostatnio miał ubaw, bo w odpowiedzi na natarczywe gapienie, spojrzał bardzo znacząco na łysinę gapia
. Trochę się gościu speszył
Ale myślę, że konstruktywne jest Twoje podejście: jadę na zakupy - przecież to oczywiste. I chodziaki muszą się tego nauczyć, oswoić się z tym, że ON może funkcjonować, jak każdy. Oni są nauczeni, że ON siedzi pod kloszem rodziców, w czterech ścianach. Tak przecież było przez wiele lat. Trzeba dać im czas i czasem wytłumaczyć to i owo