Mroczna wersja "Dnia Åšwira"
: 15 cze 2010, 16:39
Od czterech lat jestem C5 - po upadku, szczegółów wam oszczędzę, bo historyjki takie jak moja znacie już na pamięć...Ważne co było potem, a raczej teraz.
Pomimo, iż nie jestem całkowicie samodzielny to staram się prowadzić w miarę normalne życie. Najważniejsze jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa, zarówno finansowego jak i akceptacja otoczenia. Bardzo chciałbym poczuć się wolny, wyjść kiedyś z domu, odetchnąć z ulgą i pomyśleć To jest moja Ojczyzna, moje miejsce... teraz nie jest to niestety możliwe
Cieszę się, kiedy coraz więcej czynności mogę wykonać sam, m.in. ćwiczyć, jeździć wózkiem, pisać, czytać, uczyć się, pracować. Ciężko na to harowałem, bo jestem słabym tetrusem. Muszę przyznać, ze i tak dosyć szybko ogarnąłem się psychicznie. Akceptuję swoją sytuację i mam wiele energii. Skończyłem studia magisterskie, podyplomowe, dodatkowo językowe. Coś tam jeszcze działam.
ale
Ciągam się po schodach na szkolenia, błagając by mnie ktoś wyniósł z i wniósł do domu (brak windy). Na przerwach stoję na boku i patrzę jak inni wsuwają ciastka, kawę jak jakieś automaty. Zawsze byłem otwartym kolesiem, a tu jakoś rozmawiają ze mną z przymusem. Prawdziwa irytacja przychodzi jednak dopiero przy szukaniu pracy. Mam kwalifikacje na cacy, ale mnie nikt nie chce zatrudnić. Rozmowy kończą się na stwierdzeniu -"mhm, ale boję się tych przepisów wszystkich". Proponuję więc, że sam załatwię formalności, że będą mieli ulgi itp.i tak mnie nie przyjmują. Potem dzwoni FAR -"może chcesz pojechać na obóz aktywizacji zawodowej"-900 km od miejsca zamieszkania na 4 noce, za tydzień -"pokażemy ci jak szukać pracy" ...I to moje mieszkanie, mała chata dwoje starszych rodziców i ja. Myślałem naiwnie, może prezydent miasta coś mi pomoże w tej sprawie, a on na to -"A w telewizji tyle mówią, że pomagają tym niepełnosprawnym". Kurcze przecież nie żebrze o kasę, potrzebuję tylko pomocy logistycznej (ale z tą socjal rentką , to kto wie). Chociażby składanie tych wszystkich podań za każdym razem do MOPSU i komisja lekarska, mogłoby przecież być inaczej, bardziej przystępnie załatwiane. Pracownik socjalny nigdy nie spytał mnie jak sobie z tym radzę. A jak usłyszałem po 2 miesięcznym opóźnieniu decyzję PFRONU o tym, że połowa mojej kasy z programu STUDENT idzie na powodzian to zmiękłem. Idę więc na miasto dalej kombinować bo już jestem w rozpaczy, nie starcza już kasy na leki, a tam ten sąsiad już sterczy na winklu i tysięczny raz pyta: -"co na spacerek się idzie? ...Mój syn to w Anglii to jest dyrektorem" (a skończył podstawówę)
DŻISUS KURNA JA PITOLE!!!!!!!!
Pomimo, iż nie jestem całkowicie samodzielny to staram się prowadzić w miarę normalne życie. Najważniejsze jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa, zarówno finansowego jak i akceptacja otoczenia. Bardzo chciałbym poczuć się wolny, wyjść kiedyś z domu, odetchnąć z ulgą i pomyśleć To jest moja Ojczyzna, moje miejsce... teraz nie jest to niestety możliwe
Cieszę się, kiedy coraz więcej czynności mogę wykonać sam, m.in. ćwiczyć, jeździć wózkiem, pisać, czytać, uczyć się, pracować. Ciężko na to harowałem, bo jestem słabym tetrusem. Muszę przyznać, ze i tak dosyć szybko ogarnąłem się psychicznie. Akceptuję swoją sytuację i mam wiele energii. Skończyłem studia magisterskie, podyplomowe, dodatkowo językowe. Coś tam jeszcze działam.
ale
Ciągam się po schodach na szkolenia, błagając by mnie ktoś wyniósł z i wniósł do domu (brak windy). Na przerwach stoję na boku i patrzę jak inni wsuwają ciastka, kawę jak jakieś automaty. Zawsze byłem otwartym kolesiem, a tu jakoś rozmawiają ze mną z przymusem. Prawdziwa irytacja przychodzi jednak dopiero przy szukaniu pracy. Mam kwalifikacje na cacy, ale mnie nikt nie chce zatrudnić. Rozmowy kończą się na stwierdzeniu -"mhm, ale boję się tych przepisów wszystkich". Proponuję więc, że sam załatwię formalności, że będą mieli ulgi itp.i tak mnie nie przyjmują. Potem dzwoni FAR -"może chcesz pojechać na obóz aktywizacji zawodowej"-900 km od miejsca zamieszkania na 4 noce, za tydzień -"pokażemy ci jak szukać pracy" ...I to moje mieszkanie, mała chata dwoje starszych rodziców i ja. Myślałem naiwnie, może prezydent miasta coś mi pomoże w tej sprawie, a on na to -"A w telewizji tyle mówią, że pomagają tym niepełnosprawnym". Kurcze przecież nie żebrze o kasę, potrzebuję tylko pomocy logistycznej (ale z tą socjal rentką , to kto wie). Chociażby składanie tych wszystkich podań za każdym razem do MOPSU i komisja lekarska, mogłoby przecież być inaczej, bardziej przystępnie załatwiane. Pracownik socjalny nigdy nie spytał mnie jak sobie z tym radzę. A jak usłyszałem po 2 miesięcznym opóźnieniu decyzję PFRONU o tym, że połowa mojej kasy z programu STUDENT idzie na powodzian to zmiękłem. Idę więc na miasto dalej kombinować bo już jestem w rozpaczy, nie starcza już kasy na leki, a tam ten sąsiad już sterczy na winklu i tysięczny raz pyta: -"co na spacerek się idzie? ...Mój syn to w Anglii to jest dyrektorem" (a skończył podstawówę)
DŻISUS KURNA JA PITOLE!!!!!!!!