Co do kasy to się nie wypowiadam, jeśli ma się nazwisko jak pani Dymna-łatwiej ją zebrać niż Kowalskiemu. Bardziej mnie zastanawia dobór uczestników wyprawy-taki prywatny kurnik pani Ani. Bo dlaczego np. nikt z nas, albo z fundacji X, albo ze środowiska Y...
Pewnie gdybym miała takie możliwości też bym skorzystała.
A mnie w tego typu przedsięwzięciach zawsze zastanawia jak wózkowicze podchodzą do tematu pomocy. Przecież tachanie ich pod górę to naprawdę wyzwanie dla zdrowych, czy nigdy im nie przyjdzie do głowy, ze oni padają na pysk, czy wydaje im się, że jak są zdrowi to mają niekończącą się siłę. Czy to nie egoizm? Za cenę udowodnienia-czego? no właśnie czego?, że potrafią????!!!
co potrafią!, przecież gdyby nie sztab zdrowych ludzi to nawet do samolotu by nie wsiedli, co to za sztuka gdy zdrowi mnie wniosą, posadzą, zawiozą, zwiozą, przepchają itd. Pomijam oczywiście tych co sami sie poruszają o kuli czy na handbikach itp. Zresztą opis z pierwszego dnia wspinaczki najlepiej to ilustruje. Szkoda gadać, trzeba rozróżnić co niepełnosprawny może robić, a co robią /czytaj pod hasłem pomocy/ zdrowi za niego i głośno krzyczy ON "potrafi".
Przykład - gdyby szczyt zdobył Pistorius nic bym nie powiedziała oprócz gratulacji i szacunku, ale w tym przypadku pani A. zostaje wniesiona, wepchana /pewnie przez męża/, a pan P. przez innych, ciekawe czy oni byliby w stanie tak się fizycznie zaorać dla zdrowych z jakąś pomocą, żeby tylko pokazać-no właśnie co????
Natura ludzka jak wiadomo pazerna jest, każdy zdrowy czy chory mógłby powiedzieć -chciałbym to i tamto, zdrowi też marzą i wielu rzeczy do końca swojego życia nie zrealizują dlatego bardzo chciałabym się dowiedzieć co czują takie osoby w czasie takiej wyprawy-jeśli tylko radość i zabawę -to pachnie mi ich max egoizmem, a może jednak pojawia się nuta zażenowania-że ta pomoc naprawdę przerasta siły zdrowych i tym "chceniem" zobaczenia, udowodnienia /znów-zapytam-czego?/nie przesadziłam/em.
Większy szacunek uczestnicy by zyskali w moich oczach gdyby choć kasę sami wyżebrali i znaleźli wolontariuszy, rzeczywiście to zrobiłoby wrażenie.
I tak nie dostanę odpowiedzi na powyższe wątpliwości bo nie siedzę w folwarku pod skrzydłami kwoki Dymnej.
Ukłon w stronę tej pani, że w ogóle jej się coś chce-bo to ogromna sztuka-chcieć coś robić, ale prywaty, a zwłaszcza osobistych-lubię X, lubię Y-można dostrzec ogrom i to już jest u mnie na nie.
Może panią Dymna należałoby rozklonować na 16 województw.