zapomniałam-zabijcie mnie
: 07 paź 2004, 22:55
Zapomniałam. Po prostu zapomniałam. Zabijcie mnie, zanim moja głupota mnie zabije.
Siedzieliśmy w siedmioro w małej salce bibliotecznej: ściany zastawione regałami pełnymi książek, komputer wciśnięty w kąt, na środku stół, wokół krzesła. Oparcia krzeseł niemal przylegają do książkowych regałów. W przytulnej ciasnocie prowadzę fakultet o kulturowych uwarunkowaniach malarstwa europejskiego. Pochyleni nad Bruglem, nad stołem zawalonym kserokopiami, co rusz sięgamy po jakąś książkę, starając się nie poprzewracać kubków z kawą. Przytrzymuję stertę reprodukcji, wskazującym palcem drugiej ręki zaznaczyłam fragment tekstu w PWN-owskim albumie. Szubienica. Sroka. Tańczący korowód kogoś prowadzi. Na pierwszym planie jakaś postać defekuje. To karnawał. Trzeba zajrzeć do monografii Bachtina. Rozglądam się za grubym tomem w wyblakłej okładce. Widzę. Naprzeciw mnie, na najwyższej półce. Naprzeciw mnie, pod Bachtinem, siedzi Darek.
- Trzeba zajrzeć do Bachtina - słyszę moją myśl wypowiedzianą przez Kaśkę.
- Tam jest - wskazuję ruchem głowy i proszę - Panie Darku, niech pan poda.
Darek odwrca głowę, szuka wzrokiem charakterystycznej obwoluty, kolejno, na coraz wyższych półkach. Wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie, tylko moje tętno rośnie i czuję, jak zalewa mnie fala gorąca.
Darek spokojnie patrzy mi w oczy, uśmiecha się, przecząco kręci głową i mówi: nie sięgnę. Gdyby to rzeczywiście był film, scenarzyści zaplanowaliby zapewne, że wybiegnę spłoniona. Ale na drodze do drzwi siedzi Ela. Musiałaby wstać, odstawić krzesło, żebym mogła się przecisnąć. Zrywa się Piotr, sięga Bachtina, przewraca swój stołek, wylewa kawę. Ratujemy reprodukcje, książki, notatki. √Ö≈°cierka, papierowe ręczniki. Mam czas, żeby znów zacząć oddychać.
- Przepraszam - mówię. - Bardzo pana przepraszam. Jakoś tak nie pomyślałam.
Darek wciąż się uśmiecha. Kręci głową, że nic się nie stało. Milczy.
Ja po prostu zapomniałam, że Darek siedzi na wózku. Jakoś tak wyleciało mi to z głowy. Zwykle przecież pamiętam. Wiem gdzie jakie schody, windy, drzwi. Dbam, żeby Darek dobrze się z nami czuł. Dlaczego uleciała gdzieś ta moja troska, gdy tylko pochyliłam się nad średniowiecznym malarstwem? Czyżby była tak powierzchowna i płytka? Czy to znaczy, ze pamiętam o Darkowych kłopotach ze sprawnością tylko wtedy, gdy stanie nam jakiś krawężnik na drodze? Jeśli akurat nie ma wokół nas schodów, krawężników i innych niedogodności, zapominam, jakby mnie to nic nie obchodziło?
Głupio mi strasznie. Umieram ze wstydu po prostu. Może ktoś ma pomysł, jak się powinnam zachować?
Siedzieliśmy w siedmioro w małej salce bibliotecznej: ściany zastawione regałami pełnymi książek, komputer wciśnięty w kąt, na środku stół, wokół krzesła. Oparcia krzeseł niemal przylegają do książkowych regałów. W przytulnej ciasnocie prowadzę fakultet o kulturowych uwarunkowaniach malarstwa europejskiego. Pochyleni nad Bruglem, nad stołem zawalonym kserokopiami, co rusz sięgamy po jakąś książkę, starając się nie poprzewracać kubków z kawą. Przytrzymuję stertę reprodukcji, wskazującym palcem drugiej ręki zaznaczyłam fragment tekstu w PWN-owskim albumie. Szubienica. Sroka. Tańczący korowód kogoś prowadzi. Na pierwszym planie jakaś postać defekuje. To karnawał. Trzeba zajrzeć do monografii Bachtina. Rozglądam się za grubym tomem w wyblakłej okładce. Widzę. Naprzeciw mnie, na najwyższej półce. Naprzeciw mnie, pod Bachtinem, siedzi Darek.
- Trzeba zajrzeć do Bachtina - słyszę moją myśl wypowiedzianą przez Kaśkę.
- Tam jest - wskazuję ruchem głowy i proszę - Panie Darku, niech pan poda.
Darek odwrca głowę, szuka wzrokiem charakterystycznej obwoluty, kolejno, na coraz wyższych półkach. Wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie, tylko moje tętno rośnie i czuję, jak zalewa mnie fala gorąca.
Darek spokojnie patrzy mi w oczy, uśmiecha się, przecząco kręci głową i mówi: nie sięgnę. Gdyby to rzeczywiście był film, scenarzyści zaplanowaliby zapewne, że wybiegnę spłoniona. Ale na drodze do drzwi siedzi Ela. Musiałaby wstać, odstawić krzesło, żebym mogła się przecisnąć. Zrywa się Piotr, sięga Bachtina, przewraca swój stołek, wylewa kawę. Ratujemy reprodukcje, książki, notatki. √Ö≈°cierka, papierowe ręczniki. Mam czas, żeby znów zacząć oddychać.
- Przepraszam - mówię. - Bardzo pana przepraszam. Jakoś tak nie pomyślałam.
Darek wciąż się uśmiecha. Kręci głową, że nic się nie stało. Milczy.
Ja po prostu zapomniałam, że Darek siedzi na wózku. Jakoś tak wyleciało mi to z głowy. Zwykle przecież pamiętam. Wiem gdzie jakie schody, windy, drzwi. Dbam, żeby Darek dobrze się z nami czuł. Dlaczego uleciała gdzieś ta moja troska, gdy tylko pochyliłam się nad średniowiecznym malarstwem? Czyżby była tak powierzchowna i płytka? Czy to znaczy, ze pamiętam o Darkowych kłopotach ze sprawnością tylko wtedy, gdy stanie nam jakiś krawężnik na drodze? Jeśli akurat nie ma wokół nas schodów, krawężników i innych niedogodności, zapominam, jakby mnie to nic nie obchodziło?
Głupio mi strasznie. Umieram ze wstydu po prostu. Może ktoś ma pomysł, jak się powinnam zachować?