Z punktu widzenia osoby chodzącej ja też na pewno popełniam wiele błędów. Na początku wspólnej drogi na dwóch kółkach jest tyle nowości i trudnych sytuacji, że teraz to nie wiem czy umiem to sobie przypomnieć. Było ciężko i strach, że zrobię coś źle i zrobię krzywdę swojemu mężowi, albo, że powiem coś nie tak i go może urażę.
Ale jednego jestem pewna, że rozmową można dużo zdziałać. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać - o wszystkim, bez żadnych zahamowań i oporów. Przed wypadkiem nie umieliśmy się porozumieć. Nie twierdzę, że teraz jest sielanka, czasem też się sprzeczamy czy kłócimy, mieliśmy też nieraz ciche dni na początku, ale wydaje mi się, że trudności nas do siebie zbliżyły.
Na pewno nie siedziałam nad moim mężem i nie załamywałam rąk i nie litowałam się nad nim. Pracowaliśmy obydwoje na tyle na ile nam pozwoliły nasze ograniczenia. Mąż planuje i pilnuje wykonania różnych prac, ja zajmuję się stroną roboczą albo robię coś sama, albo nadzoruję prace, oczywiście pod czujnym okiem mojego lubego.
Możliwe, że możecie obydwoje przechodzić chwile załamania czy też depresji. Ja "siadłam" po 8 latach od chwili wypadku, ale dzięki pomocy specjalisty, cieszymy się sobą i nie wyobrażam sobie innego życia, czego wszystkim podobnym parom życzę z całego serca.