moj brat nie chciał
: 25 kwie 2004, 19:23
Witam Was. Mam na imie Agata i mieszkam w Ciechocinku, w którym jak zapewne wiecie jest Sajgon- czyli centrum niezależnego życia.
Milo mi widzac, że swietnie sobie radzicie, staracie sie wrocic do życia.
Strasznie ubolewam nad tym, ze moj brat, ktory rowniez mial i to duze uszkodzenie kregosłupa(byl sparalizowany od klatki piersiowej w dół, mial tez bezwladne rece) nigdy nie chcial sobie pomóc. Kiedy był zdrowy zawsze wydawało mi sie że był człowiekiem bardzo silnym psychicznie. Niestety wypadek spowodował, ze zalamal sie kompletnie. Przez 11 lat leżał w domu, zajmowalysmy sie z nim ( ja i mama). Kiedy rozmawialismy o rehabilitacji, nie chcial nawet o tym slyszeć. Kiedy przyszly dziewczyny po fizjoterapii, wiecej juz nie wróciły...
W zaden sposob nie mozna bylo na niego wplynac. To był jego wybór- w koncu byl dorosły, starszy ode mnie o 13 lat.
Mimo duzej róznicy wieku, zawsze a szczegolnie po wypadku mielismy ze soba bardzo dobry kontakt. Czasem mam do siebie pretensje ze zrobilam za mało żeby mu pomoc. W sumie wtedy kiedy skoczyl do wody mialam tylko 11 lat.
W ciechocinku jest bardzo duzo mlodych ludzi na wozkach. Wielu zich przypomina mi mojego brata, i strasznie sie ciesze kiedy na ich twarzach na twarzach obcych ludzi widze usmiech zadowolenie.
Niektorzy z nich sa jeszcze w duzym dole ale widac ze chca ze walcza! Strasznie im gratuluje odwagi i checi życia.
Kiedys nie wytrzymalam i do obcego, bardzo zreszta przystojnego mezczyzny powiedzialm ot tak nagle "Wie Pan co, ma Pan szczeście, że jezdzi Pan na wozku" Spojrzal na mnie troszke podejrzliwie, pewnie nie wiedzial o co mi chodzi. Moze mnie źle zrozumial. Ale Wy juz pewnie wiecie o co mi chodziło!!! Pozdrawiam Was bardzo bardzo mocno i Żyjcie pełna piersią!!!
Milo mi widzac, że swietnie sobie radzicie, staracie sie wrocic do życia.
Strasznie ubolewam nad tym, ze moj brat, ktory rowniez mial i to duze uszkodzenie kregosłupa(byl sparalizowany od klatki piersiowej w dół, mial tez bezwladne rece) nigdy nie chcial sobie pomóc. Kiedy był zdrowy zawsze wydawało mi sie że był człowiekiem bardzo silnym psychicznie. Niestety wypadek spowodował, ze zalamal sie kompletnie. Przez 11 lat leżał w domu, zajmowalysmy sie z nim ( ja i mama). Kiedy rozmawialismy o rehabilitacji, nie chcial nawet o tym slyszeć. Kiedy przyszly dziewczyny po fizjoterapii, wiecej juz nie wróciły...
W zaden sposob nie mozna bylo na niego wplynac. To był jego wybór- w koncu byl dorosły, starszy ode mnie o 13 lat.
Mimo duzej róznicy wieku, zawsze a szczegolnie po wypadku mielismy ze soba bardzo dobry kontakt. Czasem mam do siebie pretensje ze zrobilam za mało żeby mu pomoc. W sumie wtedy kiedy skoczyl do wody mialam tylko 11 lat.
W ciechocinku jest bardzo duzo mlodych ludzi na wozkach. Wielu zich przypomina mi mojego brata, i strasznie sie ciesze kiedy na ich twarzach na twarzach obcych ludzi widze usmiech zadowolenie.
Niektorzy z nich sa jeszcze w duzym dole ale widac ze chca ze walcza! Strasznie im gratuluje odwagi i checi życia.
Kiedys nie wytrzymalam i do obcego, bardzo zreszta przystojnego mezczyzny powiedzialm ot tak nagle "Wie Pan co, ma Pan szczeście, że jezdzi Pan na wozku" Spojrzal na mnie troszke podejrzliwie, pewnie nie wiedzial o co mi chodzi. Moze mnie źle zrozumial. Ale Wy juz pewnie wiecie o co mi chodziło!!! Pozdrawiam Was bardzo bardzo mocno i Żyjcie pełna piersią!!!