trudne decyzje .. moje
: 26 sty 2009, 21:42
odzywam się co jakiś czas na tym forum, jako gość
biję się sam ze sobą, a właściwie biją się we mnie moje myśli
chciałbym abyście wypowiedzieli się, co sądzicie o moich rozterkach .. o mojej sytuacji
jestem postrzegany jako sympatyczny ale specyficzny, mający w sobie to coś - na brak zainteresowania kobiet nigdy nie narzekałem - tak przed urazem rdzenia jak i po nim
od kilku lat jestem w związku z kobietą, która bardzo mnie kocha - marzenie, powie każdy samotny kulawy - oczywiście .. marzenie ... pod warunkiem, gdybym ja też kochał
na początku oczywiście był element zakochania - jak to w każdym nowym związku, fascynacja, poznawanie się itd..
ale to było na początku
potem nastała delikatnie mówiąc rutyna
przestaliśmy świntuszyć, seks już od dawna nie wisi w powietrzu, śpimy jak brat z siostrą, troszczymy się o siebie nawzajem .. ale jak przyjaciel o przyjaciela, a nie mężczyzna o kobietą a kobieta o mężczyznę
a ona .. ona jest ciepła, kochana przytulanka .. ale nie widzę w niej już od dawna kobiety
w czasie naszego związku przeżywałem burzę uczuciową w którą uwikłana była moja dawna miłość .. tłumaczyłem to sobie potrzebą bodźców, nowych wrażeń, słabością do tamtej .. jakoś zadusiłem to w sobie, chociaż wiem, że gdyby tamta stanęła tu przede mną to bym padł na kolana ..łamiąc sobie obie nogi
byłem wierny mojej kobiecie - w czynach .. w myślach już od dawna wierny nie byłem
a w czynach już też wierny nie jestem - przypadkowa dziewczyna z imprezy, chemia unosząca się w powietrzu, dreszcze na całym ciele .. kurcze, pomyślałem, ja nadal mogę to czuć! a już zapomniałem jak to jest kiedy dreszcze targają moje ciało .. już tyle lat tego nie czułem!
no i stało się - seksu jako takiego nie było, ale to co było dostarczyło mi bez porównania więcej bodźców niż ostatnie 4 lata z moją kobietą!
czy tu tylko chodzi o "nowy element"? o nowe ciało, nową osobę która jest zagadką i której ciało jest zagadką? czy może chodzi o coś więcej, o to że moja kobieta jest kochana ale nie dla mnie? może marnujemy czas będąc ze sobą, bo zwyczajnie do siebie nie pasujemy?
powiedziałem jej o zdradzie, bez szczegółów ale powiedziałem - o wszystkim - o tym że uważam że powinniśmy się rozstać bo myślę o tamtej mimo że jej nie znam, że kiedy jestem nieobecny duchem to jestem przy niej ..
a ona co? ciężko jej i już mi nie ufa, ale chce ze mną być! bo uważa, że można naprawić nasz związek ..!!!
a ja wbrew sobie, robiąc to dla niej - zgodziłem się! szczyt paranoi!
no i nic się nie zmieniło - ani na lepsze ani na gorsze .. dalej kisimy się w swoim miłym choć bezpłciowym sosie domowym, jemy razem posiłki, pomagamy sobie i troszczymy się o siebie .. ale o co qwa chodzi??!!
przecież to bezsens..
boję się, boję się podjąć jakąś konkretną i stanowczą decyzję
tu mam ją - bez fajerwerków ale wiem co mam..
a przede mną świat pełen kobiet, wśród których jest być może ta jedyna ..!!!
i jak sobie pomyślę, że mam spędzić spokojne życie z moją kobietą ale nie zaznając uniesień seksualnych - albo szukać w świecie tej jedynej .. to nie wiem co powinienem zrobić
boję się że będę żałował z czasem tej decyzji jeśli odejdę - czas nie stoi w miejscu .. już jest dzieści, potem tylko cyfry będą się zwiększać na przedzie ..
nie jestem jakimś szczylem, mam swoje lata i swoje doświadczenie życiowe .. ale tej decyzji nie potrafię podjąć
czekam.. sam za bardzo nie wiem na co .. chyba najbardziej czekam na to, aż moja kobieta sama odejdzie - bez proszenia mnie o kolejną próbę reanimowania tego trupa - naszego związku
a tamta od przygody się we mnie zakochała - młode to i głupie, nie wie w co się pakuje .. ale to kusi, kusi, bo chemia niesamowita między nami
ale wiem że seks to nie wszystko i z czasem spowszednieje - a nam zostanie .. no właśnie, co zostanie?
czy zostanie choć coś takiego jak mam teraz z moją kobietą? takie zaangażowanie, troska o siebie, przyjaźń ..?
dlatego też boję się odejść od obecnej - a jak stracę coś czego będę żałować do końca życia?!
ale z drugiej strony, przecież każdy ma prawo do szczęścia
mojej daje szczęście bycie przy mnie, nie potrzebuje nic więcej .. a ja potrzebuję więcej! zabiegałem o to, robiłem klimat, namawiałem, prosiłem, próbowałem podstępem, prośbą, groźbą .. nic! nic nic nic .. jakby nie miała potrzeb
na te chwilę już mi przestało w ogóle zależeć na seksie z nią, mogłaby przede mną tańczyć kankana bez majtek a ja bym zasnął .. ja już się wypaliłem - bo trwało to latami!
a teraz ona chce żebyśmy naprawiali .. że ona się postara .. i się stara tak, że idziemy spać a ja śnię o innej i wysyłam do niej ukradkiem eski
pewnie dziwki czują się tak jak ja się czuję teraz - ale co robić?
zrezygnować z wygodnej kanapy, dla kota w worku? a do tego kanapa godzi się na kota, byle by kota nie tykać..
jestem w kropce - mam w pewnym sensie przyzwolenie na zdradę - byle bym z nią był
ale ja tak nie chcę bo się źle z tym czuję
chcę być i sypiać z jedną osobą - a nie jak jakiś pies .. przecież jestem człowiekiem a nie zwierzęciem!
a potem pewnie dowiem się na końcu że byłem zły i bezduszny bo zmarnowałem jej najpiękniejsze lata życia i zostanę z nią z litości ..
a jej niczego nie brakuje! no poza temperamentem.. ale wiem że gusty są różne, więc na pewno znajdzie w świecie kogoś kto będzie ją kochał taką jaka jest z jej brakiem potrzeb seksualnych, albo nawet będzie się cieszył z tego że ich nie ma - przecież tacy ludzie też są, ale nie ja
wiem co powinienem zrobić, nakazuje mi to serce - odejść
rozum jest rozdarty: z jednej strony wygodne życie z moją kanapą - z drugiej życie pełne bodźców na leżaku, wersalce, karimacie .. gdziekolwiek byle by się coś działo a nie taka stagnacja
czy uważacie że jest ze mną coś nie tak? czy ktoś z was miewa podobne rozterki?
proszę o jakieś słowa - napiszcie co myślicie bo ja nie mam z kim o tym pogadać a niedługo oszaleję od tych myśli!
pozdrawiam
biję się sam ze sobą, a właściwie biją się we mnie moje myśli
chciałbym abyście wypowiedzieli się, co sądzicie o moich rozterkach .. o mojej sytuacji
jestem postrzegany jako sympatyczny ale specyficzny, mający w sobie to coś - na brak zainteresowania kobiet nigdy nie narzekałem - tak przed urazem rdzenia jak i po nim
od kilku lat jestem w związku z kobietą, która bardzo mnie kocha - marzenie, powie każdy samotny kulawy - oczywiście .. marzenie ... pod warunkiem, gdybym ja też kochał
na początku oczywiście był element zakochania - jak to w każdym nowym związku, fascynacja, poznawanie się itd..
ale to było na początku
potem nastała delikatnie mówiąc rutyna
przestaliśmy świntuszyć, seks już od dawna nie wisi w powietrzu, śpimy jak brat z siostrą, troszczymy się o siebie nawzajem .. ale jak przyjaciel o przyjaciela, a nie mężczyzna o kobietą a kobieta o mężczyznę
a ona .. ona jest ciepła, kochana przytulanka .. ale nie widzę w niej już od dawna kobiety
w czasie naszego związku przeżywałem burzę uczuciową w którą uwikłana była moja dawna miłość .. tłumaczyłem to sobie potrzebą bodźców, nowych wrażeń, słabością do tamtej .. jakoś zadusiłem to w sobie, chociaż wiem, że gdyby tamta stanęła tu przede mną to bym padł na kolana ..łamiąc sobie obie nogi
byłem wierny mojej kobiecie - w czynach .. w myślach już od dawna wierny nie byłem
a w czynach już też wierny nie jestem - przypadkowa dziewczyna z imprezy, chemia unosząca się w powietrzu, dreszcze na całym ciele .. kurcze, pomyślałem, ja nadal mogę to czuć! a już zapomniałem jak to jest kiedy dreszcze targają moje ciało .. już tyle lat tego nie czułem!
no i stało się - seksu jako takiego nie było, ale to co było dostarczyło mi bez porównania więcej bodźców niż ostatnie 4 lata z moją kobietą!
czy tu tylko chodzi o "nowy element"? o nowe ciało, nową osobę która jest zagadką i której ciało jest zagadką? czy może chodzi o coś więcej, o to że moja kobieta jest kochana ale nie dla mnie? może marnujemy czas będąc ze sobą, bo zwyczajnie do siebie nie pasujemy?
powiedziałem jej o zdradzie, bez szczegółów ale powiedziałem - o wszystkim - o tym że uważam że powinniśmy się rozstać bo myślę o tamtej mimo że jej nie znam, że kiedy jestem nieobecny duchem to jestem przy niej ..
a ona co? ciężko jej i już mi nie ufa, ale chce ze mną być! bo uważa, że można naprawić nasz związek ..!!!
a ja wbrew sobie, robiąc to dla niej - zgodziłem się! szczyt paranoi!
no i nic się nie zmieniło - ani na lepsze ani na gorsze .. dalej kisimy się w swoim miłym choć bezpłciowym sosie domowym, jemy razem posiłki, pomagamy sobie i troszczymy się o siebie .. ale o co qwa chodzi??!!
przecież to bezsens..
boję się, boję się podjąć jakąś konkretną i stanowczą decyzję
tu mam ją - bez fajerwerków ale wiem co mam..
a przede mną świat pełen kobiet, wśród których jest być może ta jedyna ..!!!
i jak sobie pomyślę, że mam spędzić spokojne życie z moją kobietą ale nie zaznając uniesień seksualnych - albo szukać w świecie tej jedynej .. to nie wiem co powinienem zrobić
boję się że będę żałował z czasem tej decyzji jeśli odejdę - czas nie stoi w miejscu .. już jest dzieści, potem tylko cyfry będą się zwiększać na przedzie ..
nie jestem jakimś szczylem, mam swoje lata i swoje doświadczenie życiowe .. ale tej decyzji nie potrafię podjąć
czekam.. sam za bardzo nie wiem na co .. chyba najbardziej czekam na to, aż moja kobieta sama odejdzie - bez proszenia mnie o kolejną próbę reanimowania tego trupa - naszego związku
a tamta od przygody się we mnie zakochała - młode to i głupie, nie wie w co się pakuje .. ale to kusi, kusi, bo chemia niesamowita między nami
ale wiem że seks to nie wszystko i z czasem spowszednieje - a nam zostanie .. no właśnie, co zostanie?
czy zostanie choć coś takiego jak mam teraz z moją kobietą? takie zaangażowanie, troska o siebie, przyjaźń ..?
dlatego też boję się odejść od obecnej - a jak stracę coś czego będę żałować do końca życia?!
ale z drugiej strony, przecież każdy ma prawo do szczęścia
mojej daje szczęście bycie przy mnie, nie potrzebuje nic więcej .. a ja potrzebuję więcej! zabiegałem o to, robiłem klimat, namawiałem, prosiłem, próbowałem podstępem, prośbą, groźbą .. nic! nic nic nic .. jakby nie miała potrzeb
na te chwilę już mi przestało w ogóle zależeć na seksie z nią, mogłaby przede mną tańczyć kankana bez majtek a ja bym zasnął .. ja już się wypaliłem - bo trwało to latami!
a teraz ona chce żebyśmy naprawiali .. że ona się postara .. i się stara tak, że idziemy spać a ja śnię o innej i wysyłam do niej ukradkiem eski
pewnie dziwki czują się tak jak ja się czuję teraz - ale co robić?
zrezygnować z wygodnej kanapy, dla kota w worku? a do tego kanapa godzi się na kota, byle by kota nie tykać..
jestem w kropce - mam w pewnym sensie przyzwolenie na zdradę - byle bym z nią był
ale ja tak nie chcę bo się źle z tym czuję
chcę być i sypiać z jedną osobą - a nie jak jakiś pies .. przecież jestem człowiekiem a nie zwierzęciem!
a potem pewnie dowiem się na końcu że byłem zły i bezduszny bo zmarnowałem jej najpiękniejsze lata życia i zostanę z nią z litości ..
a jej niczego nie brakuje! no poza temperamentem.. ale wiem że gusty są różne, więc na pewno znajdzie w świecie kogoś kto będzie ją kochał taką jaka jest z jej brakiem potrzeb seksualnych, albo nawet będzie się cieszył z tego że ich nie ma - przecież tacy ludzie też są, ale nie ja
wiem co powinienem zrobić, nakazuje mi to serce - odejść
rozum jest rozdarty: z jednej strony wygodne życie z moją kanapą - z drugiej życie pełne bodźców na leżaku, wersalce, karimacie .. gdziekolwiek byle by się coś działo a nie taka stagnacja
czy uważacie że jest ze mną coś nie tak? czy ktoś z was miewa podobne rozterki?
proszę o jakieś słowa - napiszcie co myślicie bo ja nie mam z kim o tym pogadać a niedługo oszaleję od tych myśli!
pozdrawiam