muppet pisze:Cześć Wioletta, hmmm może warto skontaktować opisywanego człowieka z kimś, kto porusza się na wózku. Piszcie na mój prywatny mail. Zapraszamy do odwiedzin oraz zabierania głosu na forum. Tu nie ma "głupich pytań". Pozdrawiam
W to, że on zna innych ludzi na wózkach-nie wątpię.
Wiem, że stara brygada, ta w towarzystwie której spadł z balkonu, rozpierzchła się już.
Ma jakieś sporadyczne kontakty-ale albo on, albo oni unikają częstrzych. Cóż, dzieciaki nie poradziły
sobie z ogromem wydarzenia. Trauma dotyczy obu stron.
Ja za wiele nie mogę, jest on moim pacjentem zaledwie od kilkunastu dni, i będzie jeszcze
zaledwie przez kilkanaście dni. Jednak spokoju mi to nie daje. Niby przyzwyczaiłam się już
do bólu, cierpienia, a nawet śmierci innych...jednak jego wiek mnie rozwala.
Młody, przystojny, inteligentny chłopak-i wszystko poszło w diabły przez jeden wygłup.
Pomijam już to wszystko, bo każdy z Was tutaj miał właśnie takie jednorazowe
wydarzenie,które posadziło go w wózku.
Mnie chodzi o to, że nie umiem przemówić mu do rozumu w żaden sposób,
ani zmobilizować do większej aktywności niż klikanie kostkami palców w klawisze...
Gdy tylko zaczynam się "za niego zabierać" to już słyszę ten monotonny, znudzony głos
i masę wymówek: ból głowy, zmęczenie, ból mięśni, niewyspanie etc
Kończy się więc tylko na rozmowie. O wszystkim co akurat przyjdzie mu do głowy.
Dużo muszę opowiadać mu o Polsce, o mieście z którego pochodzę, nawet o moje dzieciństwo mnie wypytuje.
Sam też dużo mówi. Cóż-przynajmniej nie nastąpi atrofia mięśni języka
Jednak żarty żartami, wyprasza z pokoju każdego
kto miałby zamiar w jakiś sposób poćwiczyć z nim. Jedynie czynności około higieniczne, i związane z wypróżnianiem
akceptuje.
PS: wiem,że ma ojca, matkę, ciotkę, babkę i siostrę....ani jedna z tych osób nie odwiedziła go
do tej pory. Porażka jakaś....