Strona 1 z 3
Czy wypadek zmienia wszystko?
: 18 mar 2010, 12:17
autor: Sandra
Witam wszystkich zagladajacych
Na to forum trafilam przypadkowo i zalozylam ten post, bo nie wiem co robic...
Mam 26 lat moj narzyczony 34 ale nie o wiek tu chodzi, dwa lata temu Marek mial wypadek.
W kolumne stojacych samochodow osobowych uderzyl Tir.
Kierowca zasnal za kierownica, zdarza sie, ale pech dosiegnal niestety nas...
Wiadomo przed wypadkiem mielismy miliony planow i zycie bylo zupelnie inne... wiem, ze teraz jest inaczej...
jednak Marek tego nie akceptuje i tu jest problem.
Pierwszy rok byl nie tylko dla niego, ale i dla mnie bardzo trudny ile lez wylalam, ze zycie jest niesprawiedliwe... nigdy moich lez nie widzial zawsze podchodzilam do niego pozytywnie. Marek wiecznie z nosem na kwinte, wiecznie skwaszony, zawsze na nie. Rozumialam go choc waszym zapewne zdaniem nie rozumialam, bo to nie ja jestem na wozku. Kilka dni temu zerwal ze mna zareczyny stwierdzil ze nie chce mi marnowac zycia.
Nie wiem co robic, rozmawialam z nim mowilam, ze ja jestem szczesliwa, ze jestem szczesliwa z nim i przy jego boku. Nic nie trafia nie wiem moze zakupic kilofa i raz go w glowe trafic zeby zrozumial.
Co jest z tymi tetruskami?
Wiem ze sam sobie zadal bol odtracajac mnie specjalnie.
Wie, ze przyciagam oczy mezczyzn, ale naprawde mam innych gdzies, nie chce, kocham jego od tylu lat i nie bylam z nim bo tak trzeba, bylam bo kocham... Takiego zycia chce, wlasnie z nim. Mowilam mu, ze to, ze nie moze chodzic nie oznacza konca naszych dotychczasowych planow. Nadal chce byc jego zona, nadal chce miec z nim dzieci, dom na wsi i duzego psa, ale sama tego nie stworze. Martwie sie ze nie uda mi sie go do tego przekonac, ze powiedzial koniec i slowa nie cofnie jest taki uparty. Prosze was o pomoc... choc wiem ze powinnam sama sie z tym uporac. Nie chce sie poddac tak jak to polecaja mi znajomi dac sobie spokoj i zyc swoim zyciem bo z nim nie mam przyszlosci, co oni wiedza gadanie wiem czego chce, wiem... tylko to czego pragne nie chce mnie.
: 18 mar 2010, 19:33
autor: Marek K
Czesc Sandra.
Niestety kazdy po urazie przechodzi przez taki okres u niektorych to mija u niektorych NIE.
Trudno doradzic Ci cokolwiek,ale fajnie ze masz do tego takie podejscie,napisz skad jestes,bo Marek powinien porozmawiac z kims kto jest juz na wozie ladnych pare lat i zaakceptowal swoja niepelnosprawnosc.
Jezeli nie chcesz pisac na forum to odezwij sie na priv,pogadamy i podesle Ci namiary na kogos z Twojego wojewodztwa.
Trzymaj sie cieplutko i nie poddawaj.
: 19 mar 2010, 10:23
autor: Sandra
Bardzo chetnie odezwalabym sie na privie ale musze sie zarejestrowac a nie chce zasmiecac forum mam nadzieje ze rozumiesz jestesmy ze stolicy.
Nie wiem czy to cos da Marek nie rusza sie z domu nie chce nawet o tym slyszec, siedzi tylko w necie wczoraj nie zauwazyl nawet ze przyszlam z zakupami. Normalnie jestem bezradna nie umiem juz zwrocic jego uwagi w moim kierunku. Podam swoj namiar moze tak bedzie prosciej
sandrawwa@gmail.com
: 19 mar 2010, 16:31
autor: jag
najgorzej to odrzucac kogos zeby mu "zycia nie marnowac". a moze to wlasnie to odrzucenie bedzie zmarnowaniem komus zycia. jestem zdrowa osoba i tez zmagam sie z podobnym do Sandry problemem, chociaz czy aby napewno.
ja nigdy nie uslyszalam ze mnie kocha,bylam przekonana ze tak jest ale moze bylam poprostu slepa i glupia. teraz ten ktos zaslania sie wozkiem,byciem ciezarem( ciekawa teoria zwazywszy na to ze poznałam go kiedy juz był na wozku)...dla mnie ciezarem jest nie bycie z nim, proba zapomnienia tego co bylo.
nikt nie wie co go spotka jutro,moze to my zdrowi jutro bedziemy bardziej chorzy od was tetra,paraplegikow?!
szkoda ze ktos zdecydowal za mnie jak ma wygladac moje zycie, tylko ja juz chyba nie mam sily przekonywac go ze sama wiem co dla mnie dobre.
: 19 mar 2010, 16:42
autor: jag
zycie jest tez po to zeby czasem podejmowac niewlasciwe decyzje, szczegolnie decyzje dotyczace wiazania sie z kims. nikt wiazac sie z druga osoba nie wie jak bedzie wygladalo wspolne zycie chocby nastepnego dnia,a co dopiero za miesiace czy lata.
proba wspolnego zycia opiera sie na milosci i podejmowaniu staran aby bylo jak najlepiej.
milosc to cos niemierzalnego....uwierzcie wiec para i tetraplegicy ze wy tez macie do niej prawo a my mamy prawo was kochac...
Sandra skoro uwazasz ze to co was łaczylo to byla naprawde miłosc,to nie daj sie tak poprostu odtracic...daj mu czas zrozumiec ze to ze zmienila sie jego sytuacja zdrowotna nie oznacza ze z nim bedziesz nieszczesliwa za to z innym znajdziesz raj na ziemi.
jeszcze raz jag;P( musze gdzies dac upust swoim emocjom;))
: 23 mar 2010, 11:44
autor: Gość
Rozumiem cie jag bo sama nie mam gdzie sie wykrzyczec
dlatego trafilam na to forum, calkiem przypadkowo. Wiesz ja nie mam zamiaru sie poddac w nosie mam ze on nie chce mi zycia marnowac, zrobie dla niego wszystko no moze w koncu cos do niego trafi bo jesli nie to mi sie zycie zalamie. Niech ktos madry mi tylko powie czemu on taki uparty gorzej niz osiol
? No nic nie trafia
: 23 mar 2010, 12:50
autor: snoopy22
ja Ci powiem ze mam podobnie jak Twoj chlopak po prostu psychika sie nastawila ze to bedzie marnowanie zycia i mimo zapewnien ukochanej gdzies w srodku w glowie to siedzi powiem Ci tylko tyle ze musisz byc silna i nadal go przekonywac mimo wszystko rozumiem ze to trudne ale w koncu takie mysli po wypadkach sa chyba normalne nie wiem jak u inych ale mi powoli to przechodzi, pozdrawiam;)
: 26 mar 2010, 10:35
autor: Sandra
Mam nadzieje , ze mu przejdzie, bo czasem nie mam sil.
Nie poddam sie dopoki bede wiedziec, ze mimo wszystko mnie kocha.
Chcialam go umowic na spotkanie z kims kto tak jak on porusza sie na wozku niestety wybuch byl taki jakbym mu kazala nie wiadomo co pewnie jeszcze za wczesnie na takie rzeczy. Dziekuje wszystkim za odpowiedz na mojego posta .
: 26 mar 2010, 15:46
autor: zigzag
: 04 sie 2010, 13:29
autor: Gość
Piszac ten post, tak na prawde nie wiem, czy jestecie jeszcze razem. Minelo juz piec miesiecy. Sam przezylem podobna sytuacje. Po wypadku zamknalem sie w sobie na siedem lat. Na szczescie moja zona wytrzymala moje zle humory i nastroje. Teraz po dwudziestu latach wiem, ze moglem swoje zycie ulozyc pozytwniej. Brakowowalo mi na samym poczytku "przewodnika", ktory by mogl mna pokierowac. Wszyscy dookola mnie byli sprawni i nie bardzo wiedzieli jak mi pomoc. Nie chodzi tu o pocieszanie. Brakowalo mi wiedzy na temat mojej przyszlosci. Poprostu nie wiedzialem jak ja ukladac. Nie mialem pojecia, czy chociazby mam szanse na powrot do pracy i jak to sie zalatwia. Balem sie przede wszystkim tego, ze juz na zawsze pozostane w lozku leczac odlezyny. Gdybym tak zwyczajnie ktos doswiadczony w tej materii mnie przekonal, ze na wozku da sie zyc i do tego nie bedac ciezarem dla rodziny, lecz nawet troche wsparciem, na pewno inaczej ulozyl bym swoje zycie. Najbardziej obecnie szkoda mi utraconych lat.
Wiadomo, ze kazdy kto trafi na wozek, przechodzi jakis okres zalamania. Teraz wiem, ze mozna go skrocic, gdy konkretnie bedziemy wiedziec, co jeszcze mozemy w przyszlosci osiagnac. Oczywiscie potrzebna jest tez nasze zaangazowanie. Twierdze jednak, ze duzo latwiej jest sie zaangazowac, gdy poznamy nasze szanse na przyszlosc.
: 04 wrz 2010, 18:15
autor: Gość
to jest idea przyświecająca FAR i instruktorom, którzy odwiedzają "świeżych"
obozy FAR robią resztę roboty
ale wiesz co? lepiej późno niż później
gratuluję, że w końcu udało ci się "wrócić"
: 03 paź 2010, 15:00
autor: Go?? -Ola
Nie da się przewidzieć przyszłości to raz, a dwa znam przypadek, który tu zapewne nie spodoba się zwłaszcza panom.
Para była ze sobą kilka lat. On dostał w pracy wylew /bardzo silny-do dziś jest jak tetrus, choć minęło 7 lat
i już nie będzie lepiej. Pani /lat 28/ wiernie stała przy boku pana chcąc iść dalej przez życie przez 2 lata. Potem pan zarzucił klasyczny tekst-nie marnuj sobie życia. Pani odeszła i znalazła nowego pana. Zgodnie z życzeniem byłego. Oburzycie się i powiecie bo nie kochała, bzdura kochała i w jakiś sposób "ten dawny" ma miejsce w jej życiu, ale życie toczy się dalej i dziewczyna też miała swoje plany /praca w NY, jak z polskim ubezpieczeniem wziąć tam tetrusa ?, koszty utrzymania i życia ogromne, a pracowałaby tylko ona, etc/
Teraz po tych kilku latach owa pani przyznaje rację, że jednak dobrze
zrobiła-dwa lata temu wyszła za mąż, kocha i jest kochana i szczęśliwa. Życie jest trudne moi drodzy, a miłość to chwilowe zauroczenie, później trzeba walczyć o każdy dzień przetrwania, pieniądza z nieba nie kapią, zdrowie ciągle szwankuje etc. Ja ją i innych rozumiem i nie potępiam. Tylko z reguły i to niestety ze strony kobiet wymaga się samarytanizmu /mało babek "z jajami", a panowie w takiej sytuacji w 99% robią bye, bye tetrusko, jak nie ty to następna i uznaje się to za normę. Takie życie.
: 24 paź 2010, 12:15
autor: fyjj
A ja jeszcze nie wiem jak bedzie...mój mąż mial wypadek dwa miesiace temu. I ciagle powtarza że mam go oddac do zakładu opieki. a ja sie na razie uczę. Uczę sie zyc bez faceta, ktory wszystko zrobi, naprawi...Uczę sie godzic opiekę nad nim z praca, dziecmi,domem. I nawet jesli nie bardzo mi wychodzi i padam po prostu na pysk ze zmęczenia to i tak nie wyobrażam sobie życia bez niego. Moze za rok, dwa będe myslec inaczej, nie wiem. Nikt tego nie wie. Ale na razie będe go trzymac za reke, wtedy kiedy budzi się z krzykiem, będe walczyc o rehabilitacje i kazda inna pomoc tak długo jak długo sił wystarczy. I będę mie nadzieje, że jeszcze kiedys pójdziemy na spacer
: 30 paź 2010, 14:48
autor: robak
Jak bym czytał o moim wypadku tak samo
W kolumne stojacych samochodow osobowych uderzyl Tir.
Kierowca zasnal za kierownica
też mówiłem mojej że moze mnie zostawić choć wiem że by mnie bolało , mamy dzieci, dom i dużego psa żyjemy razem nie jest jak dawniej dużo się zmieniło wszystkie meskie sprawy musi robić kobieta wiem że jest jej ciężko ja moge ja tylko wspierać, nie mam nosa na kwinte chyba że źle sie czuje nie wiem jak długo wytrzymamy naraz jakos sie kula .
: 18 lis 2010, 11:03
autor: Gość
a dostajesz rentę z OC sprawcy wypadku?
skoro wjechał w ciebie tir, to ci się nalezy
wtedy żona nie będzie musiała się zamęczać, wynajmiecie sobie pomoc itd...