(A przy okazji pytanko: Wy nie możecie wychodzić? Pewnie gdzieś pisałaś coś więcej, ale teraz nie mam czasu szukać różnych wątków)
Ja sobie tak myślę, że zapraszać ludzi trzeba konkretnie - nie na zasadzie: wpadnijcie "kiedyś", a po prostu na konkretny dzień i godzinę się umówić - wówczas już trudniej się wykręcić. Bo jak się mówi "kiedyś wpadnę", to najczęściej to "kiedyś" bardzo odwleka się w czasie, i nawet wózek niewiele tu zmienia. Wiem, jak ja się umawiam w ten sposób z moimi znajomymi. "Kiedyś" nigdy nie nadchodzi. Ale jeśli kumpela mówi, że w przyszłym tygodniu zaprasza na pierogi ruskie, mam wybrać dzień, no to już wiem, że "muszę" iść i chętnie idę
 .
. Druga sprawa: część znajomych na pewno odejdzie. Ale znajdą się nowi
 . Mój przyjaciel też nie ma zbyt wielu znajomych sprzed wypadku. Zwykle są to jakieś przypadkowe spotkania na ulicy, 5 minut rozmowy i finito. Ale mamy nowych znajomych
. Mój przyjaciel też nie ma zbyt wielu znajomych sprzed wypadku. Zwykle są to jakieś przypadkowe spotkania na ulicy, 5 minut rozmowy i finito. Ale mamy nowych znajomych  . I tu też trzeba było wyciągnąć rękę - zaproponować wyjście do knajpy, zaprosić, albo pojechać na zupełnie nieprawdopodobną (w naszym przypadku) eskapadę. Z reguły, jak ktoś nawet nieśmiało wspomina o jakimś spotkaniu, to staramy się od razu podchwycić i coś zrealizować. Teraz już jest "lepiej" i często nie mamy czasu lub ochoty na spotkania, ale kiedyś rzeczywiście była pustynia wokół nas. Jednak są to sprawy, które można nieco zmienić. Trzeba trochę czasu i zaangażowania. Bo niewątpliwie nie będą Was odwiedzały "wycieczki" tak ni z gruszki, ni z pietruszki.
. I tu też trzeba było wyciągnąć rękę - zaproponować wyjście do knajpy, zaprosić, albo pojechać na zupełnie nieprawdopodobną (w naszym przypadku) eskapadę. Z reguły, jak ktoś nawet nieśmiało wspomina o jakimś spotkaniu, to staramy się od razu podchwycić i coś zrealizować. Teraz już jest "lepiej" i często nie mamy czasu lub ochoty na spotkania, ale kiedyś rzeczywiście była pustynia wokół nas. Jednak są to sprawy, które można nieco zmienić. Trzeba trochę czasu i zaangażowania. Bo niewątpliwie nie będą Was odwiedzały "wycieczki" tak ni z gruszki, ni z pietruszki.My teraz już spokojnie chodzimy do knajp, na pizzę, na wystawę czy jakąś imprezę miejską, na grilla - kiedyś we dwójkę, teraz już często jest to cała ekipa. W sumie zaczęło się od spotkań z moimi znajomymi, ale teraz już mamy też znajomych, których wspólnie poznaliśmy. Moi znajomi łatwo się przystosowali, nie przeszkadza im wózek. Poznaliśmy też sporo ON, z którymi się spotykamy - ogólnie rzecz ujmując - grono znajomych się powiększa
 . Ale na początku rzeczywiście musieliśmy nad tym pracować dość mocno, no i czasami było przykro, kiedy ktoś miał przyjść, a nie przyszedł... ale z biegiem czasu pojawili się nowi
. Ale na początku rzeczywiście musieliśmy nad tym pracować dość mocno, no i czasami było przykro, kiedy ktoś miał przyjść, a nie przyszedł... ale z biegiem czasu pojawili się nowi  .
. Postarajcie się jakoś zaaranżować spotkania. Raz czy drugi może się nie udać, ale powoli zacznie się wokół was przewijać coraz więcej ludzi

Nie poddawajcie się, bo samemu jest źle :-/. Szybciutko zabierajcie się do działania
 . Trzymam kciuki
. Trzymam kciuki  i cieplutko pozdrawiam
 i cieplutko pozdrawiam 
A jak nie ma z kim, to na razie sami ruszajcie w świat
 A może Waszym znajomym łatwiej by było spotkać się w knajpie czy gdzieś - na neutralnym gruncie. Może w ten sposób spróbujcie? To zawsze jakoś swobodniej niż w domu
 A może Waszym znajomym łatwiej by było spotkać się w knajpie czy gdzieś - na neutralnym gruncie. Może w ten sposób spróbujcie? To zawsze jakoś swobodniej niż w domu 
