<<<<<<< CURRENT_FILE
======= DIFF_SEP_EXPLAIN
>>>>>>> NEW_FILE
po jakim czasie udalo Wam się pogodzić z kalectwem?
Moderator: Moderatorzy
po jakim czasie udalo Wam się pogodzić z kalectwem?
Czy to w ogole jest mozliwe? Ja jestem prawie rok po wypadku i jest coraz gorzej.
Do tej pory byla jakas odrobina wiary, nadziei że coś się poprawi. Mimo że wyrok znalem od bardzo dawna, to chyba dopiero teraz naprawdę do mnie dotarlo, ze to nie jest stan przejściowy, ze tak będzie już ZAWSZE i że jedyne na co mogę czekac to śmierć. Czuję tak ogromny psychiczny bol, że nie mogę tego wytrzymać, codziennie rano budze się z myślą, że może to byl tylko sen i tak naprawdę jestem zdrowy? A potem się okazuje że to nie sen. Jedn chwila, jedna blędna decyzja i wszystkie moje plany legly w gruzach, a mialo być tak pięknie!!! W dodatku nie ma mowy o ukaraniu sprawcy mojego nieszcześcia, jest bezkarny, wlasciwi enic nie jestem w stanie zrobić by poniósl odpowiedzialność za swoj czyn! Odszkodowanie też mi nie przysluguje. Cierpię z jednej storny nie mogac pogodzić sie z kalectwem, z drugiej z potworną niesprawieldiwością . Proszęnie pytajcie o co chodiz, bo nie chce mi sienawet o tym gadać, to jest zbyt bolesne dla mnie. Chcę tylko zpaytac, czy jest szansa że ten moj stan minie, kiedy mogę liczyć na malenką choćby iskierkę radosci , bo na razie odechcialo mi się wszystkiego i nie mam ochoty na nic.
Do tej pory byla jakas odrobina wiary, nadziei że coś się poprawi. Mimo że wyrok znalem od bardzo dawna, to chyba dopiero teraz naprawdę do mnie dotarlo, ze to nie jest stan przejściowy, ze tak będzie już ZAWSZE i że jedyne na co mogę czekac to śmierć. Czuję tak ogromny psychiczny bol, że nie mogę tego wytrzymać, codziennie rano budze się z myślą, że może to byl tylko sen i tak naprawdę jestem zdrowy? A potem się okazuje że to nie sen. Jedn chwila, jedna blędna decyzja i wszystkie moje plany legly w gruzach, a mialo być tak pięknie!!! W dodatku nie ma mowy o ukaraniu sprawcy mojego nieszcześcia, jest bezkarny, wlasciwi enic nie jestem w stanie zrobić by poniósl odpowiedzialność za swoj czyn! Odszkodowanie też mi nie przysluguje. Cierpię z jednej storny nie mogac pogodzić sie z kalectwem, z drugiej z potworną niesprawieldiwością . Proszęnie pytajcie o co chodiz, bo nie chce mi sienawet o tym gadać, to jest zbyt bolesne dla mnie. Chcę tylko zpaytac, czy jest szansa że ten moj stan minie, kiedy mogę liczyć na malenką choćby iskierkę radosci , bo na razie odechcialo mi się wszystkiego i nie mam ochoty na nic.
smutek, napisze Tobie tak, nie ubarwiajac, nie lukrujac.
Jak czytam Twoj post to jakbys opisal dokladnie moj dzien, ze kiedy sie obudze wszystko bedzie jak dawniej, a to juz iles lat i to trwa nadal
Po jakims czasie przywykniesz do tego ze tak zostanie, ale ja piszac Tobie przywykniesz , oczywiscie pisze na swoim przykladzie, nie oznacza to , ze nastapila akceptacja wozka, sytuacji lub pogodzenie sie z losem. U mnie to nie tak, stalo sie to po czesci nidobrym przyzwyczajeniem, jednak ono nie pozwala mi sie przelamac pogodzic czy jakkolwiek to nazwac. Tak wiec wlasciwie od czasu wypadku a juz klika lat zyje sobie z dnia na dzien. Najlepiej jest w wyrze bo wtedy wydaje mi sie ze nnie roznie sie od osob zdrowych bo one tak samo leza i gdyby nie woek nikt nie wiedzialby ze nie chodze, takie glupie myslenie.
Z czasem na pewno znajdziesz jakis sposob na zycie, moze jakas pasje odkryjesz w sobie, ktorej nie miales, moze jakas nowa, ale nie szukaj na sile, bo wtedy bedziesz sie jeszcze bardziej wkurzal. Pamietam jak dla mnie irytujace bylo kiedy mowiono mi, a moze zajmiesz sie tym, lub tym 5 tys pomyslow. Wszystkie byly przeze mnie negowane, az znalazla sie jedna rzecz, ale ona i tak nie ymazala z pamieci, ani wypadku, ani akceptacji wiekszej wozka. Niby wiem, ze gdyby nie wozek , nie byloby w ogole poruszania sie, ze to od czasu wypadku moje nogi, ale to juz nie jest to. Ciagle mam w glowie plany, ktore sie nie zrealizuja, ktore zostaly w jednym momencie zaprzepaszczone.
Jednak nie kieruj sie mna, bo moze Ty w pewnym momencie znajdziesz sobie taki sposob na zycie, ktory wypelni Tobie tak czas, ze bez roznicy stanie sie czy chodzisz czy jezdzisz, bo to nie bedzie w tym twoim zajeciu mialo tak na prawde znaczenia. Rok to jednak nie jest tak wiele zeby sie przyzwyczaic, przywyknac czy cokolwiek.
Ja mam jeszcze tak , ze nie dosc ze jest brak akceptacji wozka z mojej strony to potem jeszcze wkuzam sie, ze skoro juz musze na nim siedziec to czemu nie jestem para tylko tetra, a jak tetra to czemu nic C7 itd, zawsze jest cos. Jest to myslenie autodestrukcyjne- wiem, jednak nie umiem uciec od tego sposobu myslenia kiedy juz mnie najda te mysli.
Poczekaj jeszcze, moze postaraj sie za wiele nie myslec w sensie takim ze moze pomysl tez o innych rzeczach, ktore mozesz robic, bo za szybko jest zebys cieszyl sie z tych rzeczy , ktore mozesz robic, bo inni maja gorzej. To wcale nie jest pocieszajace, bo tak na prawe myslimy o swoim kalectwie i mowimy szkoda goscia, ale ja kur... nie moge chodzic i wszystko szlag trafil. Jesli chcesz zostaw mail'a, wtedy do Ciebie napisze, moze gdy wygadasz sie, moze gdy poznasz wiecej osob na wozkach, zobaczysz ze sobie radza, zyja nie tylko czekajac na smierc bedzie Tobie chociaz lzej. jesli nie chcesz podawac mail to zarejestruj sie, zebys nie byl gosciem wtedy ja napisze do Ciebie na PW i tam zostawie swoje namiary.
Nie napisales, jestes teraplegikiem czy paraplegikiem?
Pozdrawiam Ciebie i postaraj sie jednego dnia chociaz siadajac na wozek nie myslec ze na nim jedziesz, a pomyslec ze po prostu przesuwasz sie do celu czy to do kuchni czy do drugiego pokoju. Moze zacznij wlasnie od tego, zebys umial nie wiazac przemieszczenia sie z miejsca na miejsce z wozkiem, ze nie idziesz tylko jedziesz.
Jak czytam Twoj post to jakbys opisal dokladnie moj dzien, ze kiedy sie obudze wszystko bedzie jak dawniej, a to juz iles lat i to trwa nadal
Po jakims czasie przywykniesz do tego ze tak zostanie, ale ja piszac Tobie przywykniesz , oczywiscie pisze na swoim przykladzie, nie oznacza to , ze nastapila akceptacja wozka, sytuacji lub pogodzenie sie z losem. U mnie to nie tak, stalo sie to po czesci nidobrym przyzwyczajeniem, jednak ono nie pozwala mi sie przelamac pogodzic czy jakkolwiek to nazwac. Tak wiec wlasciwie od czasu wypadku a juz klika lat zyje sobie z dnia na dzien. Najlepiej jest w wyrze bo wtedy wydaje mi sie ze nnie roznie sie od osob zdrowych bo one tak samo leza i gdyby nie woek nikt nie wiedzialby ze nie chodze, takie glupie myslenie.
Z czasem na pewno znajdziesz jakis sposob na zycie, moze jakas pasje odkryjesz w sobie, ktorej nie miales, moze jakas nowa, ale nie szukaj na sile, bo wtedy bedziesz sie jeszcze bardziej wkurzal. Pamietam jak dla mnie irytujace bylo kiedy mowiono mi, a moze zajmiesz sie tym, lub tym 5 tys pomyslow. Wszystkie byly przeze mnie negowane, az znalazla sie jedna rzecz, ale ona i tak nie ymazala z pamieci, ani wypadku, ani akceptacji wiekszej wozka. Niby wiem, ze gdyby nie wozek , nie byloby w ogole poruszania sie, ze to od czasu wypadku moje nogi, ale to juz nie jest to. Ciagle mam w glowie plany, ktore sie nie zrealizuja, ktore zostaly w jednym momencie zaprzepaszczone.
Jednak nie kieruj sie mna, bo moze Ty w pewnym momencie znajdziesz sobie taki sposob na zycie, ktory wypelni Tobie tak czas, ze bez roznicy stanie sie czy chodzisz czy jezdzisz, bo to nie bedzie w tym twoim zajeciu mialo tak na prawde znaczenia. Rok to jednak nie jest tak wiele zeby sie przyzwyczaic, przywyknac czy cokolwiek.
Ja mam jeszcze tak , ze nie dosc ze jest brak akceptacji wozka z mojej strony to potem jeszcze wkuzam sie, ze skoro juz musze na nim siedziec to czemu nie jestem para tylko tetra, a jak tetra to czemu nic C7 itd, zawsze jest cos. Jest to myslenie autodestrukcyjne- wiem, jednak nie umiem uciec od tego sposobu myslenia kiedy juz mnie najda te mysli.
Poczekaj jeszcze, moze postaraj sie za wiele nie myslec w sensie takim ze moze pomysl tez o innych rzeczach, ktore mozesz robic, bo za szybko jest zebys cieszyl sie z tych rzeczy , ktore mozesz robic, bo inni maja gorzej. To wcale nie jest pocieszajace, bo tak na prawe myslimy o swoim kalectwie i mowimy szkoda goscia, ale ja kur... nie moge chodzic i wszystko szlag trafil. Jesli chcesz zostaw mail'a, wtedy do Ciebie napisze, moze gdy wygadasz sie, moze gdy poznasz wiecej osob na wozkach, zobaczysz ze sobie radza, zyja nie tylko czekajac na smierc bedzie Tobie chociaz lzej. jesli nie chcesz podawac mail to zarejestruj sie, zebys nie byl gosciem wtedy ja napisze do Ciebie na PW i tam zostawie swoje namiary.
Nie napisales, jestes teraplegikiem czy paraplegikiem?
Pozdrawiam Ciebie i postaraj sie jednego dnia chociaz siadajac na wozek nie myslec ze na nim jedziesz, a pomyslec ze po prostu przesuwasz sie do celu czy to do kuchni czy do drugiego pokoju. Moze zacznij wlasnie od tego, zebys umial nie wiazac przemieszczenia sie z miejsca na miejsce z wozkiem, ze nie idziesz tylko jedziesz.
Ja jestem niepełnosprawna od urodzenia, poruszam się o kulach. Nigdy nie pogodziłam z faktem, że jestem inna i uzależniona w pewnynm sensie od innych . Po prostu przyjęłam to do wiadomości i bardzo jest to dla mnie trudne, bo nie mogę robić tego co JA bym chciała, tylko wszystko podporządkowne jest mojej chorobie. Kilka lat nigdzie nie pracowałam. Wpadłam w depresję i nie wyobrażałam sobie dalszego życia w takim marazmie i nicnierobieniu. Niedawno zaczęłam pracować na pół etatu z ON. Praca jest taka sobie, ale nareszcie wyszłam z domu, widuję się z ludzmi. Stałam się bardziej odważna i wierzę w swoje możliwości. We wrześniu rozpoczęłam naukę,( wcześniej nawet bym nie pomyślała o podwyższeniu swojego wykształcenia). Mogę liczyć na pomoc znajomych, choć bywa irytujące, że jestem niekiedy zdana na pomoc innych.
Sama nie wiem jak Ciebie wesprzeć i doradzić co dalej czynić. Musisz sam(a) dojrzeć do pewnych decyzji, i uwierz mi: trzeba walczyć o siebie! Musimy wychodzić do ludzi i stawiać sobie życiowe cele. Jeśli już dano nam to " kulawe" życie, to chyba i ono ma jakiś sens i warto je przeżyć.
Pozdrawiam.
Sama nie wiem jak Ciebie wesprzeć i doradzić co dalej czynić. Musisz sam(a) dojrzeć do pewnych decyzji, i uwierz mi: trzeba walczyć o siebie! Musimy wychodzić do ludzi i stawiać sobie życiowe cele. Jeśli już dano nam to " kulawe" życie, to chyba i ono ma jakiś sens i warto je przeżyć.
Pozdrawiam.
dla mnie najgorszy byl okres od roku do dwoch no moze do dwoch i pol po wypadku teraz jest 4 i jest nawt niezle ale mysle ze nigdy nie pogodze sie z tym ze jestem na wozku te mysli i wspomnienia z przed wypadku wracaja i nic na to sie nie poradzi takze jak jestes rok po wypadku to teraz bedziesz mial rok bardzo dolujący ale mysle ze z czasem przestanie ci to az tak doskwierac tak jak mi przestalo mysle ze 3 lata po wypadku to jest taki okres kiedy powoli zaczyna sie myslec o jakims zajeciu i wypelnieniu zycia , oczywiscie im wczesniej tym lepiej ale potrzeba czasu zeby to dawalo radosc
Ja się nigdy z tym nie pogodzilam. Wydawaloby się , że jako para powinnam byc "dzielna" bo "tyle sama moge zrobić" i rzeczywiście w częsci tak jest, jestem samodzielną ( no w granicach rozsądku) osobą, ale nie pomaga mi to ani troche w zaakceptowaniu tego stanu. Co z tego, ze są bardziej poszkodowani niż ja. Ja bylam kiedys zdrowa i nigdy nie zapomnę tego stanu, śni mi się po nocach, że biegam i skacze, jeżdzę na rowerze.
Smutek, piszesz ze masz wielkie poczucie niesprawiedliwości w stosunku do sprawcow Twojego nieszczęścia. Ja mam to samo, jestem ofiarą blędu lekarskiego i nigdy sprawiedliwosci nie doszlam. Caly czas wyobrażam sobie, co by było dybym nie zgodzila się na operacje. Nikt nie mówil mi o możliwości TAKICH powiklań, nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za to co mnie dotknęło. Panstwo też ma mnie gdzies, a kto jak nie panstwo powinien pokrywać koszty naszej rehabilitacji, koszty przystosowania domu do wlasnych potrzeb itd. Wiecie że szpital, w ktorym mialam tę operację, nie zaproponowal mi nawet rehabilitaci na swoim oddziale? Mimo ze mają wspaniale wyposażony oddzial. Samej sobie też nie mogę wybaczyć, ze się zgodzilam, że podpisalam zgodę na zabieg i napisalam formulkę iż "zostalam poinformowana o wszelkich powiklaniach", mimo ze nikt mnie o nich nie informowal. Teraz bym juz napisala "Zostalam poinformowana o powiklaniach takich jak: ( i tu wymienila te o ktorych mi by powiedziano). Ale mądry Polak po szkodzie. W ogole to wszystko... Nie chce mi sie chwilami żyć.
Smutek, piszesz ze masz wielkie poczucie niesprawiedliwości w stosunku do sprawcow Twojego nieszczęścia. Ja mam to samo, jestem ofiarą blędu lekarskiego i nigdy sprawiedliwosci nie doszlam. Caly czas wyobrażam sobie, co by było dybym nie zgodzila się na operacje. Nikt nie mówil mi o możliwości TAKICH powiklań, nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za to co mnie dotknęło. Panstwo też ma mnie gdzies, a kto jak nie panstwo powinien pokrywać koszty naszej rehabilitacji, koszty przystosowania domu do wlasnych potrzeb itd. Wiecie że szpital, w ktorym mialam tę operację, nie zaproponowal mi nawet rehabilitaci na swoim oddziale? Mimo ze mają wspaniale wyposażony oddzial. Samej sobie też nie mogę wybaczyć, ze się zgodzilam, że podpisalam zgodę na zabieg i napisalam formulkę iż "zostalam poinformowana o wszelkich powiklaniach", mimo ze nikt mnie o nich nie informowal. Teraz bym juz napisala "Zostalam poinformowana o powiklaniach takich jak: ( i tu wymienila te o ktorych mi by powiedziano). Ale mądry Polak po szkodzie. W ogole to wszystko... Nie chce mi sie chwilami żyć.
Czesćsmutek - odpowiedz pisze:a
J Jesli chcesz zostaw mail'a, wtedy do Ciebie napisze, moze gdy wygadasz sie, moze gdy poznasz wiecej osob na wozkach, zobaczysz ze sobie radza, zyja nie tylko czekajac na smierc bedzie Tobie chociaz lzej. jesli nie chcesz podawac mail to zarejestruj sie, zebys nie byl gosciem wtedy ja napisze do Ciebie na PW i tam zostawie swoje namiary.
Jeśli to nadal aktualne, to możesz napisać do mnie na priva
Jestem para ale ręce też mam slabe w wyniku innych powiklan.