<<<<<<< CURRENT_FILE
======= DIFF_SEP_EXPLAIN
>>>>>>> NEW_FILE
trudne decyzje .. moje
Moderatorzy: agusia, Moderatorzy
trudne decyzje .. moje
odzywam się co jakiś czas na tym forum, jako gość
biję się sam ze sobą, a właściwie biją się we mnie moje myśli
chciałbym abyście wypowiedzieli się, co sądzicie o moich rozterkach .. o mojej sytuacji
jestem postrzegany jako sympatyczny ale specyficzny, mający w sobie to coś - na brak zainteresowania kobiet nigdy nie narzekałem - tak przed urazem rdzenia jak i po nim
od kilku lat jestem w związku z kobietą, która bardzo mnie kocha - marzenie, powie każdy samotny kulawy - oczywiście .. marzenie ... pod warunkiem, gdybym ja też kochał
na początku oczywiście był element zakochania - jak to w każdym nowym związku, fascynacja, poznawanie się itd..
ale to było na początku
potem nastała delikatnie mówiąc rutyna
przestaliśmy świntuszyć, seks już od dawna nie wisi w powietrzu, śpimy jak brat z siostrą, troszczymy się o siebie nawzajem .. ale jak przyjaciel o przyjaciela, a nie mężczyzna o kobietą a kobieta o mężczyznę
a ona .. ona jest ciepła, kochana przytulanka .. ale nie widzę w niej już od dawna kobiety
w czasie naszego związku przeżywałem burzę uczuciową w którą uwikłana była moja dawna miłość .. tłumaczyłem to sobie potrzebą bodźców, nowych wrażeń, słabością do tamtej .. jakoś zadusiłem to w sobie, chociaż wiem, że gdyby tamta stanęła tu przede mną to bym padł na kolana ..łamiąc sobie obie nogi
byłem wierny mojej kobiecie - w czynach .. w myślach już od dawna wierny nie byłem
a w czynach już też wierny nie jestem - przypadkowa dziewczyna z imprezy, chemia unosząca się w powietrzu, dreszcze na całym ciele .. kurcze, pomyślałem, ja nadal mogę to czuć! a już zapomniałem jak to jest kiedy dreszcze targają moje ciało .. już tyle lat tego nie czułem!
no i stało się - seksu jako takiego nie było, ale to co było dostarczyło mi bez porównania więcej bodźców niż ostatnie 4 lata z moją kobietą!
czy tu tylko chodzi o "nowy element"? o nowe ciało, nową osobę która jest zagadką i której ciało jest zagadką? czy może chodzi o coś więcej, o to że moja kobieta jest kochana ale nie dla mnie? może marnujemy czas będąc ze sobą, bo zwyczajnie do siebie nie pasujemy?
powiedziałem jej o zdradzie, bez szczegółów ale powiedziałem - o wszystkim - o tym że uważam że powinniśmy się rozstać bo myślę o tamtej mimo że jej nie znam, że kiedy jestem nieobecny duchem to jestem przy niej ..
a ona co? ciężko jej i już mi nie ufa, ale chce ze mną być! bo uważa, że można naprawić nasz związek ..!!!
a ja wbrew sobie, robiąc to dla niej - zgodziłem się! szczyt paranoi!
no i nic się nie zmieniło - ani na lepsze ani na gorsze .. dalej kisimy się w swoim miłym choć bezpłciowym sosie domowym, jemy razem posiłki, pomagamy sobie i troszczymy się o siebie .. ale o co qwa chodzi??!!
przecież to bezsens..
boję się, boję się podjąć jakąś konkretną i stanowczą decyzję
tu mam ją - bez fajerwerków ale wiem co mam..
a przede mną świat pełen kobiet, wśród których jest być może ta jedyna ..!!!
i jak sobie pomyślę, że mam spędzić spokojne życie z moją kobietą ale nie zaznając uniesień seksualnych - albo szukać w świecie tej jedynej .. to nie wiem co powinienem zrobić
boję się że będę żałował z czasem tej decyzji jeśli odejdę - czas nie stoi w miejscu .. już jest dzieści, potem tylko cyfry będą się zwiększać na przedzie ..
nie jestem jakimś szczylem, mam swoje lata i swoje doświadczenie życiowe .. ale tej decyzji nie potrafię podjąć
czekam.. sam za bardzo nie wiem na co .. chyba najbardziej czekam na to, aż moja kobieta sama odejdzie - bez proszenia mnie o kolejną próbę reanimowania tego trupa - naszego związku
a tamta od przygody się we mnie zakochała - młode to i głupie, nie wie w co się pakuje .. ale to kusi, kusi, bo chemia niesamowita między nami
ale wiem że seks to nie wszystko i z czasem spowszednieje - a nam zostanie .. no właśnie, co zostanie?
czy zostanie choć coś takiego jak mam teraz z moją kobietą? takie zaangażowanie, troska o siebie, przyjaźń ..?
dlatego też boję się odejść od obecnej - a jak stracę coś czego będę żałować do końca życia?!
ale z drugiej strony, przecież każdy ma prawo do szczęścia
mojej daje szczęście bycie przy mnie, nie potrzebuje nic więcej .. a ja potrzebuję więcej! zabiegałem o to, robiłem klimat, namawiałem, prosiłem, próbowałem podstępem, prośbą, groźbą .. nic! nic nic nic .. jakby nie miała potrzeb
na te chwilę już mi przestało w ogóle zależeć na seksie z nią, mogłaby przede mną tańczyć kankana bez majtek a ja bym zasnął .. ja już się wypaliłem - bo trwało to latami!
a teraz ona chce żebyśmy naprawiali .. że ona się postara .. i się stara tak, że idziemy spać a ja śnię o innej i wysyłam do niej ukradkiem eski
pewnie dziwki czują się tak jak ja się czuję teraz - ale co robić?
zrezygnować z wygodnej kanapy, dla kota w worku? a do tego kanapa godzi się na kota, byle by kota nie tykać..
jestem w kropce - mam w pewnym sensie przyzwolenie na zdradę - byle bym z nią był
ale ja tak nie chcę bo się źle z tym czuję
chcę być i sypiać z jedną osobą - a nie jak jakiś pies .. przecież jestem człowiekiem a nie zwierzęciem!
a potem pewnie dowiem się na końcu że byłem zły i bezduszny bo zmarnowałem jej najpiękniejsze lata życia i zostanę z nią z litości ..
a jej niczego nie brakuje! no poza temperamentem.. ale wiem że gusty są różne, więc na pewno znajdzie w świecie kogoś kto będzie ją kochał taką jaka jest z jej brakiem potrzeb seksualnych, albo nawet będzie się cieszył z tego że ich nie ma - przecież tacy ludzie też są, ale nie ja
wiem co powinienem zrobić, nakazuje mi to serce - odejść
rozum jest rozdarty: z jednej strony wygodne życie z moją kanapą - z drugiej życie pełne bodźców na leżaku, wersalce, karimacie .. gdziekolwiek byle by się coś działo a nie taka stagnacja
czy uważacie że jest ze mną coś nie tak? czy ktoś z was miewa podobne rozterki?
proszę o jakieś słowa - napiszcie co myślicie bo ja nie mam z kim o tym pogadać a niedługo oszaleję od tych myśli!
pozdrawiam
biję się sam ze sobą, a właściwie biją się we mnie moje myśli
chciałbym abyście wypowiedzieli się, co sądzicie o moich rozterkach .. o mojej sytuacji
jestem postrzegany jako sympatyczny ale specyficzny, mający w sobie to coś - na brak zainteresowania kobiet nigdy nie narzekałem - tak przed urazem rdzenia jak i po nim
od kilku lat jestem w związku z kobietą, która bardzo mnie kocha - marzenie, powie każdy samotny kulawy - oczywiście .. marzenie ... pod warunkiem, gdybym ja też kochał
na początku oczywiście był element zakochania - jak to w każdym nowym związku, fascynacja, poznawanie się itd..
ale to było na początku
potem nastała delikatnie mówiąc rutyna
przestaliśmy świntuszyć, seks już od dawna nie wisi w powietrzu, śpimy jak brat z siostrą, troszczymy się o siebie nawzajem .. ale jak przyjaciel o przyjaciela, a nie mężczyzna o kobietą a kobieta o mężczyznę
a ona .. ona jest ciepła, kochana przytulanka .. ale nie widzę w niej już od dawna kobiety
w czasie naszego związku przeżywałem burzę uczuciową w którą uwikłana była moja dawna miłość .. tłumaczyłem to sobie potrzebą bodźców, nowych wrażeń, słabością do tamtej .. jakoś zadusiłem to w sobie, chociaż wiem, że gdyby tamta stanęła tu przede mną to bym padł na kolana ..łamiąc sobie obie nogi
byłem wierny mojej kobiecie - w czynach .. w myślach już od dawna wierny nie byłem
a w czynach już też wierny nie jestem - przypadkowa dziewczyna z imprezy, chemia unosząca się w powietrzu, dreszcze na całym ciele .. kurcze, pomyślałem, ja nadal mogę to czuć! a już zapomniałem jak to jest kiedy dreszcze targają moje ciało .. już tyle lat tego nie czułem!
no i stało się - seksu jako takiego nie było, ale to co było dostarczyło mi bez porównania więcej bodźców niż ostatnie 4 lata z moją kobietą!
czy tu tylko chodzi o "nowy element"? o nowe ciało, nową osobę która jest zagadką i której ciało jest zagadką? czy może chodzi o coś więcej, o to że moja kobieta jest kochana ale nie dla mnie? może marnujemy czas będąc ze sobą, bo zwyczajnie do siebie nie pasujemy?
powiedziałem jej o zdradzie, bez szczegółów ale powiedziałem - o wszystkim - o tym że uważam że powinniśmy się rozstać bo myślę o tamtej mimo że jej nie znam, że kiedy jestem nieobecny duchem to jestem przy niej ..
a ona co? ciężko jej i już mi nie ufa, ale chce ze mną być! bo uważa, że można naprawić nasz związek ..!!!
a ja wbrew sobie, robiąc to dla niej - zgodziłem się! szczyt paranoi!
no i nic się nie zmieniło - ani na lepsze ani na gorsze .. dalej kisimy się w swoim miłym choć bezpłciowym sosie domowym, jemy razem posiłki, pomagamy sobie i troszczymy się o siebie .. ale o co qwa chodzi??!!
przecież to bezsens..
boję się, boję się podjąć jakąś konkretną i stanowczą decyzję
tu mam ją - bez fajerwerków ale wiem co mam..
a przede mną świat pełen kobiet, wśród których jest być może ta jedyna ..!!!
i jak sobie pomyślę, że mam spędzić spokojne życie z moją kobietą ale nie zaznając uniesień seksualnych - albo szukać w świecie tej jedynej .. to nie wiem co powinienem zrobić
boję się że będę żałował z czasem tej decyzji jeśli odejdę - czas nie stoi w miejscu .. już jest dzieści, potem tylko cyfry będą się zwiększać na przedzie ..
nie jestem jakimś szczylem, mam swoje lata i swoje doświadczenie życiowe .. ale tej decyzji nie potrafię podjąć
czekam.. sam za bardzo nie wiem na co .. chyba najbardziej czekam na to, aż moja kobieta sama odejdzie - bez proszenia mnie o kolejną próbę reanimowania tego trupa - naszego związku
a tamta od przygody się we mnie zakochała - młode to i głupie, nie wie w co się pakuje .. ale to kusi, kusi, bo chemia niesamowita między nami
ale wiem że seks to nie wszystko i z czasem spowszednieje - a nam zostanie .. no właśnie, co zostanie?
czy zostanie choć coś takiego jak mam teraz z moją kobietą? takie zaangażowanie, troska o siebie, przyjaźń ..?
dlatego też boję się odejść od obecnej - a jak stracę coś czego będę żałować do końca życia?!
ale z drugiej strony, przecież każdy ma prawo do szczęścia
mojej daje szczęście bycie przy mnie, nie potrzebuje nic więcej .. a ja potrzebuję więcej! zabiegałem o to, robiłem klimat, namawiałem, prosiłem, próbowałem podstępem, prośbą, groźbą .. nic! nic nic nic .. jakby nie miała potrzeb
na te chwilę już mi przestało w ogóle zależeć na seksie z nią, mogłaby przede mną tańczyć kankana bez majtek a ja bym zasnął .. ja już się wypaliłem - bo trwało to latami!
a teraz ona chce żebyśmy naprawiali .. że ona się postara .. i się stara tak, że idziemy spać a ja śnię o innej i wysyłam do niej ukradkiem eski
pewnie dziwki czują się tak jak ja się czuję teraz - ale co robić?
zrezygnować z wygodnej kanapy, dla kota w worku? a do tego kanapa godzi się na kota, byle by kota nie tykać..
jestem w kropce - mam w pewnym sensie przyzwolenie na zdradę - byle bym z nią był
ale ja tak nie chcę bo się źle z tym czuję
chcę być i sypiać z jedną osobą - a nie jak jakiś pies .. przecież jestem człowiekiem a nie zwierzęciem!
a potem pewnie dowiem się na końcu że byłem zły i bezduszny bo zmarnowałem jej najpiękniejsze lata życia i zostanę z nią z litości ..
a jej niczego nie brakuje! no poza temperamentem.. ale wiem że gusty są różne, więc na pewno znajdzie w świecie kogoś kto będzie ją kochał taką jaka jest z jej brakiem potrzeb seksualnych, albo nawet będzie się cieszył z tego że ich nie ma - przecież tacy ludzie też są, ale nie ja
wiem co powinienem zrobić, nakazuje mi to serce - odejść
rozum jest rozdarty: z jednej strony wygodne życie z moją kanapą - z drugiej życie pełne bodźców na leżaku, wersalce, karimacie .. gdziekolwiek byle by się coś działo a nie taka stagnacja
czy uważacie że jest ze mną coś nie tak? czy ktoś z was miewa podobne rozterki?
proszę o jakieś słowa - napiszcie co myślicie bo ja nie mam z kim o tym pogadać a niedługo oszaleję od tych myśli!
pozdrawiam
Witaj nieznajomy, przeczytałam dzisiaj twoją wypowiedź na forum i jestem zdruzgotana Tym, że mój związek z byłym tak bardzo przypomina Twój. Gratuluje uczciwości i rozmowy jaką przeprowadziłes z partnerką. Jakąkolwiek decyzję byś nie podjął pamietaj, że otwarte przynanie się do swoich potrzeb i przedstawienie partnerce całej prawdy o tym co czujesz, jes godne pochwały. To wyraża twoją dojrzałość. Niesty w moim związku nie doczekałam się takiej rozmowy. Może brakowało mu odwagi, być może nie był pewien jak zareaguje na tą zdradę. Opowiem Ci troche o moim zwiazku. Mój partner jest sparaliżowany czterokończynowo. Kiedy go poznałam wiedziałam, że to będzie związkek bardzo burzliwy, ponieważ jesteśmy z innych światów. Zdawało mi się , że światy te mogą się przeniknąć i żyć w symbiozie. Niesty nasze odmienne potrzeby życiowe coraz częściej dawały nam do zrozumienia, że coś jest nie tak, coś się psuje. Byliśmy ze sobą 3 lata, w tym pierwsze dwa widzieliśmy się w weekendy, i wakacje. Ostatni rok spędziliśmy razem, ale tak w zasadzie był to rok, w którym najbadziej się od siebie oddaliliśmy. On tak jak Ty jest mężczyzną, który na brak kobiet nigdy nie narzekał . A ja na adorację mężczyzn nigdy nie narzekałam. Jak tak teraz o tym myślę, to w zasadzie w każdym okresie mojego dorosłego zycia był , ktoś kto tylko czekał na mój znak przyzwolenia by zbliżyć sie do mnie. Mój chłopak chyba nigdy nie był świadomy tego, że to że jestem z nim to nie jest kwestia tego że nie mam szans na związek z kimś innym, ale to że
zajął on w moim sercu szczególe miejsce i wydawało mi się , że razem wiele się od siebie nauczymy a nic co nam stanie na przeszkodzie nie będzie nie do pokonania. Napisałeś o potrzebach cielesnych. Myślę, że powinieneś przemyśleć to czy Twój punkt widzenia jest rzeczywiście zgodny z tym co tak naprawdę w waszym łóżku było nie tak. Trudno mi jest coś Ci doradzić. Ale może to co teraz napiszę o moim związku pomoże Ci spojrzeć z nowej perspektywy. Mój chłopak był tym pierwszy, a wiadomo, że pierwszy zawsze będzie kims szczególnym-tak jest w przypadku większości kobiet. Na początku była to fascynacja nieznanym, odkrywanie sowich możliwości i pokonywanie barier, które pozornie wydawały sie nie do przebycia. Jestem osobą, których jak mówia nasi znajomi( bo i jego nieraz dawali mi to do zroumienia) atrakcyjną. Mam temperament, który z czasem zgasł w naszym pożyciu. Im częściej słyszałam : dlaczego nie chcesz, pokaż jak mnie kochasz, potem słowa konczyły się nie kochasz mnie więc już nie chcesz, nie dbasz o siebie. A ja po prostu oddaliłam się od tych spraw, gdyż gdzieś wewnetrznie czułam, że chyba tylko na tym mu zależało. Kochałam go całtym sercem, ale coś mi od dłuższego czasu podpowiadało, że on traktuje mnie jak swój przedmiot, który zaspokoi jego pragnienia fizyczności. I chyba tak naprawdę dlaetgo przestała z nim sypiać, a swój wygląd stał się moim wrogiem. Nie chciałam się czuć atrakcyjnie, nie chciałam być pożądana, ponieważ wydawało mi sie, że jego uczucie wobec mnie sprowdza się tylko do TEGO. I tak po równi pochyłej nasz związek chylił się ku upadkowi. Jak teraz tak piszę i myślę o tym wszystkim uświadamiam sobie, że jeśli chodzi o te sprawy mieliśmy bardzo podobne potrzeby. Tylko, że zabrakło nam rozmowy i zrozumienia siebie nawzajem.Nie wiem czy chcesz porady, czy to co napisałeś na forum służy tylko "wygadaniu się". Bardzo chciałabym Ci pomówc, bo wtedy w zasadzie czuję, że pomogę samej sobie. Ty w przeciwieństwie do mojego partnera odważyłes się wyjawić prawdę, opowiedzieć co czujesz i co Cię kierowało , że zrobiłeś tak a nie inaczej. Porozmawiaj z Nią i niech Ci powie, że wystarczy jej być z Tobą bez szczypty pikanterii wariactwa ...
Jeśli odowiedź będzie twierdząca sam sobie odpowiesz na pytanie. Pozdrawiam Cię i życze pdejowania w życiu trafnych decyzji, tak aby patrząc w stecz powiedzieć sobie "dobrze zrobiłem"
zajął on w moim sercu szczególe miejsce i wydawało mi się , że razem wiele się od siebie nauczymy a nic co nam stanie na przeszkodzie nie będzie nie do pokonania. Napisałeś o potrzebach cielesnych. Myślę, że powinieneś przemyśleć to czy Twój punkt widzenia jest rzeczywiście zgodny z tym co tak naprawdę w waszym łóżku było nie tak. Trudno mi jest coś Ci doradzić. Ale może to co teraz napiszę o moim związku pomoże Ci spojrzeć z nowej perspektywy. Mój chłopak był tym pierwszy, a wiadomo, że pierwszy zawsze będzie kims szczególnym-tak jest w przypadku większości kobiet. Na początku była to fascynacja nieznanym, odkrywanie sowich możliwości i pokonywanie barier, które pozornie wydawały sie nie do przebycia. Jestem osobą, których jak mówia nasi znajomi( bo i jego nieraz dawali mi to do zroumienia) atrakcyjną. Mam temperament, który z czasem zgasł w naszym pożyciu. Im częściej słyszałam : dlaczego nie chcesz, pokaż jak mnie kochasz, potem słowa konczyły się nie kochasz mnie więc już nie chcesz, nie dbasz o siebie. A ja po prostu oddaliłam się od tych spraw, gdyż gdzieś wewnetrznie czułam, że chyba tylko na tym mu zależało. Kochałam go całtym sercem, ale coś mi od dłuższego czasu podpowiadało, że on traktuje mnie jak swój przedmiot, który zaspokoi jego pragnienia fizyczności. I chyba tak naprawdę dlaetgo przestała z nim sypiać, a swój wygląd stał się moim wrogiem. Nie chciałam się czuć atrakcyjnie, nie chciałam być pożądana, ponieważ wydawało mi sie, że jego uczucie wobec mnie sprowdza się tylko do TEGO. I tak po równi pochyłej nasz związek chylił się ku upadkowi. Jak teraz tak piszę i myślę o tym wszystkim uświadamiam sobie, że jeśli chodzi o te sprawy mieliśmy bardzo podobne potrzeby. Tylko, że zabrakło nam rozmowy i zrozumienia siebie nawzajem.Nie wiem czy chcesz porady, czy to co napisałeś na forum służy tylko "wygadaniu się". Bardzo chciałabym Ci pomówc, bo wtedy w zasadzie czuję, że pomogę samej sobie. Ty w przeciwieństwie do mojego partnera odważyłes się wyjawić prawdę, opowiedzieć co czujesz i co Cię kierowało , że zrobiłeś tak a nie inaczej. Porozmawiaj z Nią i niech Ci powie, że wystarczy jej być z Tobą bez szczypty pikanterii wariactwa ...
Jeśli odowiedź będzie twierdząca sam sobie odpowiesz na pytanie. Pozdrawiam Cię i życze pdejowania w życiu trafnych decyzji, tak aby patrząc w stecz powiedzieć sobie "dobrze zrobiłem"
już po
wiesz.. w łóżku zaczęło szwankować bardzo szybko
zaczęło się od jej problemów ze sobą, stres itp.. czekałem bo o to prosiła
czekałem, czekałem, wspierałem.. nic się nie zmieniało
potem przeszliśmy z tym nic do porządku dziennego - tylko co jakiś czas, podczas kłótni, wracał ten temat - wtedy postanowienia że coś zmienimy, że coś poprawimy .. jedna max 2 fajne noce i wszystko wracało do starego biegu, czyli "nic"
mieszkamy ze sobą od samego początku - bo ja uważam, że tylko mieszkając razem można się dobrze i szybko poznać na tyle, żeby ocenić czy to jest "to"
tak piszę to wyżej i myślę ..
my jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - naprawienie tego związku byłoby najlepszym wyjściem
ona zaproponowała terapię u seksuologa .. ale to kosztuje krocie! gość zawołał 250zł za sesję!!! mam do wyboru ie kupować samochodu i się terapeutyzować .. albo kupić samochód na który mam już prawie uzbierane pieniądze
wybór był by prosty, gdybym miał pewność że ta terapia nam pomoże
znacie kogoś, jakiś związek - któremu pomogli terapeuci?
ja nie znam .. ogólnie to nie znam żadnego udanego związku trwającego długo .. żadnego
sypiamy ze sobą, w sensie seksu, co parę miesięcy - czasami jest zryw parę dni z rzędu .. a potem znowu prawie pół roku "nic"
to trwa od dobrych 3 lat
a czy ty Już po jesteś nadal ze swoim partnerem? czy się rozstaliście?
zaczęło się od jej problemów ze sobą, stres itp.. czekałem bo o to prosiła
czekałem, czekałem, wspierałem.. nic się nie zmieniało
potem przeszliśmy z tym nic do porządku dziennego - tylko co jakiś czas, podczas kłótni, wracał ten temat - wtedy postanowienia że coś zmienimy, że coś poprawimy .. jedna max 2 fajne noce i wszystko wracało do starego biegu, czyli "nic"
mieszkamy ze sobą od samego początku - bo ja uważam, że tylko mieszkając razem można się dobrze i szybko poznać na tyle, żeby ocenić czy to jest "to"
tak piszę to wyżej i myślę ..
my jesteśmy ze sobą bardzo blisko, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - naprawienie tego związku byłoby najlepszym wyjściem
ona zaproponowała terapię u seksuologa .. ale to kosztuje krocie! gość zawołał 250zł za sesję!!! mam do wyboru ie kupować samochodu i się terapeutyzować .. albo kupić samochód na który mam już prawie uzbierane pieniądze
wybór był by prosty, gdybym miał pewność że ta terapia nam pomoże
znacie kogoś, jakiś związek - któremu pomogli terapeuci?
ja nie znam .. ogólnie to nie znam żadnego udanego związku trwającego długo .. żadnego
sypiamy ze sobą, w sensie seksu, co parę miesięcy - czasami jest zryw parę dni z rzędu .. a potem znowu prawie pół roku "nic"
to trwa od dobrych 3 lat
a czy ty Już po jesteś nadal ze swoim partnerem? czy się rozstaliście?
sytuacja rzeczywiście bardzo podobna - ja też jestem z zupełnie innego świata niż ona, prowadziliśmy zawsze zupełnie inne życia
ja jestem szałaputny bandzior - ona jest ciepła i spokojna, małomówna, skromna
takie przeciwieństwa..
piękne to, ale często męczące - i tak jak piszesz Już po: mijamy się co do celów i oczekiwań wobec życia
ja chcę działać, zmieniać - ona chce pielęgnować to co już jest
ja chcę akcji - ona chce spokoju
ja chcę wyjechać na wakacje gdziekolwiek byle by w nowe miejsce - ona chce siedzieć na działce babci
takie niby prozaiczne różnice .. a na dłuższą metę doprowadzają mnie do szału
ona jest pierwszą taką osobą w moim życiu, tak ciepłą i kochaną
wcześniej były same ostre sztuki, takie wariatki jak ja - i zawsze wszystko kończyło się po max roku, bo walczyliśmy ze sobą o dominację i władze w związku
tak sobie myślę .. ja jestem tak chyba skonstruowany, do gonienia za zwierzyną
walczę z tym, ale taka jest moja natura
jak byłem sprawny było jeszcze gorzej, zmieniałem kobiety jeszcze częściej niż pracę - ale wtedy byłem szczyl, wtedy to uchodziło
młody, jurny .. a teraz .. 4 koła, 3x na karku, więcej chęci do działąnia niż siły na realizację ..
mam świadomość, że gdybym był sprawny to bym z nią nie był - a na pewno nie tak długo
to mi ciąży, czuję się względem niej nie w porządku
ale taka jest prawda, a ja nie jestem typem kombinatora i kłamcy - zawsze staram się patrzeć prawdzie w oczy, czasem to boli
chyba rozmowa z jakimś specjalistą byłaby wyjściem .. może rzuciłby nowe światło na tę sytuację, może by zauważył jakieś aspekty które my przeoczyliśmy ..?
ja jestem szałaputny bandzior - ona jest ciepła i spokojna, małomówna, skromna
takie przeciwieństwa..
piękne to, ale często męczące - i tak jak piszesz Już po: mijamy się co do celów i oczekiwań wobec życia
ja chcę działać, zmieniać - ona chce pielęgnować to co już jest
ja chcę akcji - ona chce spokoju
ja chcę wyjechać na wakacje gdziekolwiek byle by w nowe miejsce - ona chce siedzieć na działce babci
takie niby prozaiczne różnice .. a na dłuższą metę doprowadzają mnie do szału
ona jest pierwszą taką osobą w moim życiu, tak ciepłą i kochaną
wcześniej były same ostre sztuki, takie wariatki jak ja - i zawsze wszystko kończyło się po max roku, bo walczyliśmy ze sobą o dominację i władze w związku
tak sobie myślę .. ja jestem tak chyba skonstruowany, do gonienia za zwierzyną
walczę z tym, ale taka jest moja natura
jak byłem sprawny było jeszcze gorzej, zmieniałem kobiety jeszcze częściej niż pracę - ale wtedy byłem szczyl, wtedy to uchodziło
młody, jurny .. a teraz .. 4 koła, 3x na karku, więcej chęci do działąnia niż siły na realizację ..
mam świadomość, że gdybym był sprawny to bym z nią nie był - a na pewno nie tak długo
to mi ciąży, czuję się względem niej nie w porządku
ale taka jest prawda, a ja nie jestem typem kombinatora i kłamcy - zawsze staram się patrzeć prawdzie w oczy, czasem to boli
chyba rozmowa z jakimś specjalistą byłaby wyjściem .. może rzuciłby nowe światło na tę sytuację, może by zauważył jakieś aspekty które my przeoczyliśmy ..?
Cześć, czy jestem już po? I tak i nie. On chce bym do niego wróciła, nadal nie przyznaje się do Tego że mnie zdradził. Idzie w zaparte. A to oznacza, że nie ma dla mnie szacunku. O czymś takim nie da się zapomnięć decydując się na bycie nadal razem.Po co to robi? Nie wiem. Być może i nam przydałaby się terapia. Ale czy byłabym stanie zaufać mu ponownie? Być może bardzo boi się samotności,wie, że to co doznał ostatnio jest chwilowe i idąc tym torem trzeba będzie gonić za doznaniami, nie wspomnę już o uczuciach. Ostatni tydzień w moim życiu to jeden długi bezkresny galop myśli. Ale jedno wiem napewno. Gdybym wiedziała że myśli podobnie jak Wy, ten związek nie miałby najmniejszych szans przetrwać. Nie generalizuje w tym momenicie. Narastająca flustracja w zwiazku, jaką niewątpliwie jest świadomość , że to nie jest to co oczekujecie od życia znajdzie swoje ujście za jakiś czas. A co będzie dalej? Wzajemnie oskarżenia?Nie wiem. Nic już nie wiem.
Już po - dochodzę do wniosku, że związek to bilans zysków i strat i jeśli w tym związku bilans jest na korzyść zysków - to warto próbować reanimować trupa
oczywiście chodzi mi o szeroko rozumiane zyski, nie materialne ..
ja robię właśnie ten bilans i jest po równo, z lekką przewagą plusów - i znowu jestem w punkcie wyjścia .. każda decyzja, którą podejmę będzie zła! każdej będę żałował - już to wiem
rozstaniemy się - będę żałował, że straciłem wspaniałą kobietę
nie rozstaniemy się - będę żałował, że straciłem być może swoją szansę na prawdziwe szczęście z inną kobietą, którą mógłbym poznać ..
zaproponowałem żebyśmy rozstali się na jakiś czas, żeby przemyśleć wszystko w spokoju i samotności - ona nie chce! nie godzi się na takie rozwiązanie, boi się że to będzie ostateczny koniec zawoalowany w określenie "tymczasowo"
nim ja mam większe rozterki - tym ona więcej z siebie daje, więcej dla mnie robi - czuję się jakby chciała mnie od siebie uzależnić, żebym miał poczucie, że bez niej sobie nie poradzę
ona nie ma teraz pracy, choćby z tego względu nie możemy się rozstać - mieszkamy u mnie, ona by sobie teraz nie poradziła ..
poronione to wszystko, zbyt skomplikowane
tak jak w książce mężczyźni są marsa a kobiety z wenus - czy tu da się doprowadzić do równowagi?? skoro autentycznie chyba jesteśmy z różnych planet, albo nawet z różnych galaktyk??
czy jest tu ktoś, kto jest w szczęśliwym, udanym związku, który trwa kilka lat i dłużej? czy to w ogóle jest możliwe?
bo może ja gonię za czymś czego nie ma? może szukam czegoś co sobie wymyśliłem, a co faktycznie nie istnieje .. poza moją wyobraźnią i marzeniami? może ta idealna "najlepsza dla mnie" miłość, kobieta -to fantazja? może każda inna po paru latach mi spowszednieje i zostanie tylko rutyna? gdyby tak było, to by znaczyło że jestem jakimś sfiksowanym człowiekiem, który nie ma szansy na szczęście..
mam takie poczucie, że życie przelatuje mi między palcami, a ja nie mogę ścisnąć dłoni żeby je zatrzymać, złapać - ale może to uczucie ciągłego niedosytu jest wpisane w moją naturę? może ja inaczej mimo chęci nie potrafię?
ale jeśli nie potrafię, to może powinienem być sam, żeby nie ranić innych ludzi - albo w związku typu układ, gdzie nie mówi się o miłości? ale czy ja tak chcę? nie chcę! ale czy umiem inaczej ..? na tę chwilę nie wiem
Już po .. wiem z doświadczenia, że seks to czynność mechaniczna a chemia która do niego doprowadza, to często tylko hormony buzujące w żyłach mężczyzny
nie chcę bagatelizować zdrady której dopuścił się twój facet, uważam że to jest złe - sam fatalnie się czuję będąc zdrajcą .. ale pomyśl o tym, że każdy człowiek jest inny, dla każdego co innego jest priorytetem
są mężczyźni, którzy zdradzają kobiety które kochają i nie widzą w tym nic złego - znam takich wielu
większość moich kumpli mnie wyśmiewa kiedy mówię im o swoich dylematach .. radzą używać życia i do niczego się nie przyznawać
może właśnie taka jest prawdziwa natura mężczyzn? znaleźć ciepłe i przytulne gniazdo, a ptaszków szukać gdzie się da?
im to daje szczęście, czują się spełnieni i twierdzą że nie ma to negatywnego wpływu na ich wieloletnie związki .. szczyt hipokryzji prawda? ale to jest życie!
nie dziwię się, że masz mętlik w głowie Już po, rozumiem twoje rozterki
myślę że twój facet ma różne myśli - strona praktyczna - to o czym piszesz że się boi samotności - pewnie też jest ważnym elementem
ale tylko ty wiesz czy on cię kocha ..
pamiętaj że każdy kocha inaczej i dla każdego co innego znaczy "zależy mi na tobie"
nie musi wynikać z jego złych intencji że nie staje na wysokości zadania - może inaczej nie umie, mimo że się stara?
a może jest inaczej - może to tylko jego zła wola i chęć wrażeń popchnęły go do zdrady?
to możesz ocenić tylko ty i te wnioski powinny moim zdaniem pomóc w podjęciu decyzji
oczywiście chodzi mi o szeroko rozumiane zyski, nie materialne ..
ja robię właśnie ten bilans i jest po równo, z lekką przewagą plusów - i znowu jestem w punkcie wyjścia .. każda decyzja, którą podejmę będzie zła! każdej będę żałował - już to wiem
rozstaniemy się - będę żałował, że straciłem wspaniałą kobietę
nie rozstaniemy się - będę żałował, że straciłem być może swoją szansę na prawdziwe szczęście z inną kobietą, którą mógłbym poznać ..
zaproponowałem żebyśmy rozstali się na jakiś czas, żeby przemyśleć wszystko w spokoju i samotności - ona nie chce! nie godzi się na takie rozwiązanie, boi się że to będzie ostateczny koniec zawoalowany w określenie "tymczasowo"
nim ja mam większe rozterki - tym ona więcej z siebie daje, więcej dla mnie robi - czuję się jakby chciała mnie od siebie uzależnić, żebym miał poczucie, że bez niej sobie nie poradzę
ona nie ma teraz pracy, choćby z tego względu nie możemy się rozstać - mieszkamy u mnie, ona by sobie teraz nie poradziła ..
poronione to wszystko, zbyt skomplikowane
tak jak w książce mężczyźni są marsa a kobiety z wenus - czy tu da się doprowadzić do równowagi?? skoro autentycznie chyba jesteśmy z różnych planet, albo nawet z różnych galaktyk??
czy jest tu ktoś, kto jest w szczęśliwym, udanym związku, który trwa kilka lat i dłużej? czy to w ogóle jest możliwe?
bo może ja gonię za czymś czego nie ma? może szukam czegoś co sobie wymyśliłem, a co faktycznie nie istnieje .. poza moją wyobraźnią i marzeniami? może ta idealna "najlepsza dla mnie" miłość, kobieta -to fantazja? może każda inna po paru latach mi spowszednieje i zostanie tylko rutyna? gdyby tak było, to by znaczyło że jestem jakimś sfiksowanym człowiekiem, który nie ma szansy na szczęście..
mam takie poczucie, że życie przelatuje mi między palcami, a ja nie mogę ścisnąć dłoni żeby je zatrzymać, złapać - ale może to uczucie ciągłego niedosytu jest wpisane w moją naturę? może ja inaczej mimo chęci nie potrafię?
ale jeśli nie potrafię, to może powinienem być sam, żeby nie ranić innych ludzi - albo w związku typu układ, gdzie nie mówi się o miłości? ale czy ja tak chcę? nie chcę! ale czy umiem inaczej ..? na tę chwilę nie wiem
Już po .. wiem z doświadczenia, że seks to czynność mechaniczna a chemia która do niego doprowadza, to często tylko hormony buzujące w żyłach mężczyzny
nie chcę bagatelizować zdrady której dopuścił się twój facet, uważam że to jest złe - sam fatalnie się czuję będąc zdrajcą .. ale pomyśl o tym, że każdy człowiek jest inny, dla każdego co innego jest priorytetem
są mężczyźni, którzy zdradzają kobiety które kochają i nie widzą w tym nic złego - znam takich wielu
większość moich kumpli mnie wyśmiewa kiedy mówię im o swoich dylematach .. radzą używać życia i do niczego się nie przyznawać
może właśnie taka jest prawdziwa natura mężczyzn? znaleźć ciepłe i przytulne gniazdo, a ptaszków szukać gdzie się da?
im to daje szczęście, czują się spełnieni i twierdzą że nie ma to negatywnego wpływu na ich wieloletnie związki .. szczyt hipokryzji prawda? ale to jest życie!
nie dziwię się, że masz mętlik w głowie Już po, rozumiem twoje rozterki
myślę że twój facet ma różne myśli - strona praktyczna - to o czym piszesz że się boi samotności - pewnie też jest ważnym elementem
ale tylko ty wiesz czy on cię kocha ..
pamiętaj że każdy kocha inaczej i dla każdego co innego znaczy "zależy mi na tobie"
nie musi wynikać z jego złych intencji że nie staje na wysokości zadania - może inaczej nie umie, mimo że się stara?
a może jest inaczej - może to tylko jego zła wola i chęć wrażeń popchnęły go do zdrady?
to możesz ocenić tylko ty i te wnioski powinny moim zdaniem pomóc w podjęciu decyzji
''Wszystko jest trudne nim stanie się proste '' a sprawy serca i rozumu to skomplikowane połączenie jak oddzielić serce od rozumu ?? nie ma jednoznacznej odpowiedzi czasami gonimy za czymś co już mamy doceniamy to gdy tracimy co nie jest regułą życie jest jak bombonierka z czekoladkami nigdy nie wiesz na co trafisz [ Forest ] a tak poza tym może brak Ci zajęcia extremalnego wyzwania by docenić co masz ??
kiedyś Alan Delon powiedział gdy mam już wszystko i jestem tym zmęczony idę w góry, po 2 miesiącach tęsknie za ciepłym prysznicem
nie jesteście sami w swoich dylematach
pozdrawiam equinox
kiedyś Alan Delon powiedział gdy mam już wszystko i jestem tym zmęczony idę w góry, po 2 miesiącach tęsknie za ciepłym prysznicem
nie jesteście sami w swoich dylematach
pozdrawiam equinox
w życiu piękne są tylko chwile.......
cytat Delona przemawia za moim pomysłem "pomieszkać osobno i zobaczyć co będzie"
dziękuję Equinox, ponownie rzucasz światło w moim mroku
ten cytat właśnie zawisł na mojej tablicy "przypominaczy", obok celów noworocznych, wykazu rachunków do płacenia itd ..
to, że nie jestem sam w swoich dylematach, nie czyni mnie szczęśliwszym .. przykre, że człowieczeństwo popycha nas do takich myśli, dylematów, rozterek
mam nadzieję, że decyzja którą podejmiemy, będzie najlepszą z możliwych do podjęcia
tego życzę też wszystkim w dylematach, między młotem i kowadłem
dziękuję Equinox, ponownie rzucasz światło w moim mroku
ten cytat właśnie zawisł na mojej tablicy "przypominaczy", obok celów noworocznych, wykazu rachunków do płacenia itd ..
to, że nie jestem sam w swoich dylematach, nie czyni mnie szczęśliwszym .. przykre, że człowieczeństwo popycha nas do takich myśli, dylematów, rozterek
mam nadzieję, że decyzja którą podejmiemy, będzie najlepszą z możliwych do podjęcia
tego życzę też wszystkim w dylematach, między młotem i kowadłem
Czytam opis o Twoich rozterkach , gosciu i bardzo Ci wspolczuje...
"Z tym najwiekszy jest ambaras, zeby dwoje chcialo na raz..." (A.Fredro).
Zastanawia mnie jednak czy Ty z wlasnej strony sprobowales sie kiedys zaglebic co wlasciwie stoi na przeszkodzie aby wasze pozycie bylo w pelni udane...Czy sa to Twoje wymagania, czy zahamowania u dziewczyny ? Piszesz, ze jest dobra i cicha, mila i zgodna...W jakim duchu zostala wychowana jesli chodzi o sprawy sexu i co jej wpojono? Jaki model zachowania tzw "przyzwoitej " kobiety lansowano w jej rodzinie....?
Bo ze ona ma zahamowania z jakiegos powodu jets raczej pewne...Czy miala kiedykolwiek szanse aby przezyc NAPRAWDE udany *? Piszesz o tym ze jest zdenerwowana, stres...zmeczenie? zachowanie, ktore wg niej powinna okazywac aby we wlasnych oczach nie wydac sie "wyuzdana" (okreslenie jest oczywiscie bzdurne ale niestety nadal zyje...).
Co wiesz o potrzebach kobiet i jak potrafisz te potrzeby zaspokoic? Czy wasze pozycie to zaspokojenie przede wszystkim twoich potrzeb - "do srodka-na zewnatrz- wytrysk - koniec" czy dasz jej szanse na to zeby ja (porzadnie , nawet godzinami) rozgrzewac, podniecac i dac szanse na przezycie kilku orgazmow zanim wreszcie przyjdzie kolej na to zeby zaspokoic rowniez siebie samego..?
dobrym sposobem na to aby sie dowiedziec o waszych wspolnych potrzebach jest oczywiscie sczera rozmowa, wiemy, wiemy...Tyle ze dziewczyny z "porzadnych domow" nie potrafia otwarcie rozmawiac o wlasnych potrzebach... ! Daj jej "zadanie domowe" - niech napisze o czym marzy i w jaki sposob chcialaby byc przez mezczyzne uwodzona...Niech opisze z detalami wszystko co wprowadzi ja w odpowiedni nastroj - jedzenie, napoje,muzyka , ubranie partnera itd...Co lubi i kiedy czuje sie bezpieczna podczas aktu....
Ty rowniez zrob podobnie i daj jej do przeczytania - Smiem twierdzic, ze efekt bedzie murowany - oczywiscie bedzie w tym nutka kompromisu ale tylko nutka i gdy juz ona wreszcie przelamie wlasne opory i wstyd aty bedziesz wiedzial jak ja zaspokoic - mozecie pojsc dalej i sami poszerzac i odkrywac nowe granice...
Zycze ci oraz innym zagubionym powodzenia...
// 4-ro....
"Z tym najwiekszy jest ambaras, zeby dwoje chcialo na raz..." (A.Fredro).
Zastanawia mnie jednak czy Ty z wlasnej strony sprobowales sie kiedys zaglebic co wlasciwie stoi na przeszkodzie aby wasze pozycie bylo w pelni udane...Czy sa to Twoje wymagania, czy zahamowania u dziewczyny ? Piszesz, ze jest dobra i cicha, mila i zgodna...W jakim duchu zostala wychowana jesli chodzi o sprawy sexu i co jej wpojono? Jaki model zachowania tzw "przyzwoitej " kobiety lansowano w jej rodzinie....?
Bo ze ona ma zahamowania z jakiegos powodu jets raczej pewne...Czy miala kiedykolwiek szanse aby przezyc NAPRAWDE udany *? Piszesz o tym ze jest zdenerwowana, stres...zmeczenie? zachowanie, ktore wg niej powinna okazywac aby we wlasnych oczach nie wydac sie "wyuzdana" (okreslenie jest oczywiscie bzdurne ale niestety nadal zyje...).
Co wiesz o potrzebach kobiet i jak potrafisz te potrzeby zaspokoic? Czy wasze pozycie to zaspokojenie przede wszystkim twoich potrzeb - "do srodka-na zewnatrz- wytrysk - koniec" czy dasz jej szanse na to zeby ja (porzadnie , nawet godzinami) rozgrzewac, podniecac i dac szanse na przezycie kilku orgazmow zanim wreszcie przyjdzie kolej na to zeby zaspokoic rowniez siebie samego..?
dobrym sposobem na to aby sie dowiedziec o waszych wspolnych potrzebach jest oczywiscie sczera rozmowa, wiemy, wiemy...Tyle ze dziewczyny z "porzadnych domow" nie potrafia otwarcie rozmawiac o wlasnych potrzebach... ! Daj jej "zadanie domowe" - niech napisze o czym marzy i w jaki sposob chcialaby byc przez mezczyzne uwodzona...Niech opisze z detalami wszystko co wprowadzi ja w odpowiedni nastroj - jedzenie, napoje,muzyka , ubranie partnera itd...Co lubi i kiedy czuje sie bezpieczna podczas aktu....
Ty rowniez zrob podobnie i daj jej do przeczytania - Smiem twierdzic, ze efekt bedzie murowany - oczywiscie bedzie w tym nutka kompromisu ale tylko nutka i gdy juz ona wreszcie przelamie wlasne opory i wstyd aty bedziesz wiedzial jak ja zaspokoic - mozecie pojsc dalej i sami poszerzac i odkrywac nowe granice...
Zycze ci oraz innym zagubionym powodzenia...
// 4-ro....
nie mam czucia, wzwód jedynie na lekach, nigdy nie ma ejakulacji - czerpię przyjemność z dawania przyjemności, to tak w skrócie o mojej "chuci"
kiedy nie daję przyjemności, bo obojętnie co robię to spływa jak deszczówka po dachu.. to mam problem ze sobą, swoją seksualnością i zaspokojeniem - chociaż szczątkowym - swoich potrzeb
odnośnie "zabaw" typu pisanie na kartce - przerabialiśmy już coś podobnego, parokrotnie
odnośnie jej "gniazda" i tego co z niego wyniosła - różowo nie było, ale jesteśmy dorosłymi ludźmi i trzeba umieć radzić sobie ze swoimi problemami i przeszłością
póki co wyjeżdżam na parę dni żeby w spokoju pomyśleć i zastanowić się czy "to przyjaźń, czy to jest kochanie"
oraz czy ja jeszcze tak naprawdę chcę coś tu naprawiać, czy nie jest to działanie na siłę ze strachu przed samotnością
muszę zrobić ordnung, ot tyle
kiedy nie daję przyjemności, bo obojętnie co robię to spływa jak deszczówka po dachu.. to mam problem ze sobą, swoją seksualnością i zaspokojeniem - chociaż szczątkowym - swoich potrzeb
odnośnie "zabaw" typu pisanie na kartce - przerabialiśmy już coś podobnego, parokrotnie
odnośnie jej "gniazda" i tego co z niego wyniosła - różowo nie było, ale jesteśmy dorosłymi ludźmi i trzeba umieć radzić sobie ze swoimi problemami i przeszłością
póki co wyjeżdżam na parę dni żeby w spokoju pomyśleć i zastanowić się czy "to przyjaźń, czy to jest kochanie"
oraz czy ja jeszcze tak naprawdę chcę coś tu naprawiać, czy nie jest to działanie na siłę ze strachu przed samotnością
muszę zrobić ordnung, ot tyle